niedziela, 11 września 2016

09. AUTO, DZIADEK, TRANSPARENTY, WYPIERDALAĆ STĄD AGENTY

Y O O R I N

Przygotowania na wylot do Korei miewały się... zajebiście. Zajebiście źle. NIC nie było gotowe, nie byliśmy spakowani, nawet nie zaczęliśmy się pakować. Luhan i Sehun ruchali się na górze, a ja wpierdalałam moje ukochane insanty, które miały swoją własną szafkę w kuchni, bo każdy z nich musiał być na właściwym miejscu, w porządku alfabetycznym, kolorystycznym oraz smakowym; od najłagodniejszego do najostrzejszego.

No i fajnie.

Jedząc przeglądałam sobie „Chanbaek SPAM”, bo to najlepsza grupka na Facebooku, gdzie jestem adminem i lubię dawać bany. Co prawda, zawsze dostaje po pysku (oczywiście nie dosłownie), no ale co poradzić? Lubię dawać bany za nic, tak jak unfollow na Twitterze.

Życie bywa ciężkie, kochani.

Postanowiłam dodać napisanego niedawno przeze mnie one shota z Chanbaekami w roli głównej, który z pewnością przypadnie czytelnikom do gustu. Podpowiem, że jest to m-preg i Baek popierdala z brzuszkiem na wierzchu. Taki słodki fluff z mnóstwem lukru i kwiatków. Lay na pewno będzie dumny! Chen też, w końcu ciąża, seks, te sprawy. Mam to po nim.

Kiedy dodałam notkę do mojej książki z kolekcją shotów oraz dodałam go na bloggera, szybko udostępniłam pracę na „Chanbaek SPAM” oraz na moim koncie, na Twitterze. Pięć sekund później zaczął się istny spam, a mój telefon zamienił się w moje dildo, które dostałam od taty, bo jak to powiedział — „Jesteś taka ładna, a taka samotna. Masz, pobaw się”.

Tatke jest chory na łeb, cóż poradzić?

Ogarnęłam bałagan w kuchni, bo te dwa pedały nigdy by się za to nie zabrały, a później podeszłam znów do mojej magicznej szafeczki z zupkami i wybrałam kilka z nich, by wziąć je sobie do Kaia, bo nie wiadomo, czy u niego są takie pyszne chińskie insanty. A domowego smaku nie można nigdy zapomnieć, wiedzcie o tym.

Wzięłam jakieś osiem zupek, po czym udałam się na piętro, myśląc, jak delikatnie poinformować Lu-ge i Sehuna, by umyli swoje dupska i zaczęli się pakować, bo niedługo przyjeżdża Lay i w czwórkę wylatujemy do Korei, do tatke.

Przed poinformowaniem chłopaków, udałam się do siebie, by móc sama się spakować. Nie trwało to długo, bo zaledwie pół godziny, może te czterdzieści kilka minut, ale po wszystkim, moja walizka była pełna bluz, spodni, bielizny oraz bluzek. Duma mnie rozpierała, bo uwinęłam się z tym dość szybko. W przeciwieństwie do tych dwóch tam obok.

Jedzenie oraz inne rzeczy, jak ładowarki, dokumenty oraz pieniądze spakowałam do torebki podręcznej, aby mieć wszystko obok siebie w samolocie. Oczywiście zadbałam o Luhana, Sehuna oraz Yixinga, biorąc dla nich wodę, bądź jakieś chrupki, bo znając życie, oni sami o tym zapomną, a ja jako, że jestem tu najbardziej poważna, zawsze zajmuje się prowiantem.

Praktycznie gotowa, spokojnie mogłam udać się do chłopców w pokoju naprzeciw ogarnąć ich i pomóc się tej dwójce spakować.

Oczywiście przed wejściem do ich sypialni zapukałam głośno, by ogarnęli, że tu wchodzę. Zdarzyło się WIELE sytuacji, gdzie niechcący wpadłam do ich pokoju bez zapowiedzi, kiedy oni byli w trakcie... zabaw. No i nie chce już tego powtarzać setny raz z rzędu. Serio. Może i lubię napierdalać smuty z nimi w roli głównej, ale oglądanie ich w żywym pornosie nie jest dla mnie.

— Proszę! — Usłyszałam krzyk Sehuna, także bez problemu złapałam za klamkę i popchnęłam drzwi, wbijając do ich pokoju.

Burdel, syf i armagedon. Zajebiście.

— Spakowaliście się? — Po chuj pytam? Widać, że są w ciemnej dupie i bliżej im do początku, niż do końca.

— Jesteśmy w takcie. Luhan nie wie, jakie ma wziąć koszulki — westchnął brunet. — Weź mu pomóż czy coś, a ja popakuje nasze laptopy i kamery.

— Jasne, a... gdzie on jest?

— W kiblu, poszedł płakać, kurwa, nie wiem. Ma okres.

Westchnęłam i udałam się do kibelka Hunhanów, by wyłowić tą zapłakaną rybkę aka Luhana. Nie dość, że ta suka ‒ Sohyun ma okres i morduje każdego kto na nią spojrzy i ma zachcianki jak stara babka w ciąży bliźniaczej, to teraz Luhan i jego huśtawki nastroju. Chyba zrobię mu insanta, bo to zaczyna być chore.

— Luhan, otwieraj, pomogę ci wybrać.

Po chwili zamek został przekręcony, a ze środka wyszedł mój półnagi przyjaciel z dwoma bluzkami w rękach.

— No, no, no. Przypakowałeś. Sehunnie się postarał.

— Zamknij ryj i mi pomóż. Czarna czy biała? — Podniósł dwie koszulki i następnie przyłożył je do swojego ciała, jedna po drugiej.

— Weź dwie? Masz miejsce w walizce, a jak nie, to Sehun ci ją schowa albo ewentualnie ja, sklej pizdę, Lu‒ge — powiedziałam poważnie, na co chłopak pokiwał głową. — Wychodź z tego kibla, ubierz się, dokończ pakowanie, a ja zrobię nam coś do jedzenia. Lay powinien być tu za kilka minut, także posprzątajcie, bo nam się karaluchy zalęgną w czasie naszego pobytu w Busan i Seulu.

— No dobrze. A zrobisz mi kanapkę?

— Tak, zrobię. Idź się spakować. Bez ruchania. — Machnęłam do niego palcem, a po chwili opuściłam łazienkę, by udać się na dół do kuchni, po drodze mówiąc Sehunowi, że zrobię mu śniadanie.

W połowie robienia kanapek oraz herbat, do moich uszu doszedł dźwięk dzwonka i jak strzelałam wcześniej ‒ Yixing do nas dojechał.

Przywitałam się z przyjacielem długim uściskiem, a następnie zaczęłam rozmowę, na temat tego, jak spędził do nas podróż i czy jest głodny. Zaproponowałam mu śniadanko, a później wspólnie poszliśmy do kuchni.

— Już nie mogę się doczekać Meet Up'a. To będzie niezłe wydarzenie — odezwał się Xing, gdy tylko usiadł przy wyspie.

— Wierz mi, kochany, ja też — parsknęłam. — Mam nadzieję, że się pomieścimy w domu, nie chcę spać na dworze jak w styczniu, gdy Kai i Kyungsoo robili imprezkę urodzinową i pół osób wpadło do lodowatej wody, a ja spałam w śniegu. Patologia.

— Ale było zabawnie.

— Chyba dla ciebie. Dupsko sobie odmroziłam.

— Zawsze mogłaś przyjść i się do mnie przytulić. — Wzruszył ramionami.

— Poprzytulamy się później. — Uśmiechnęłam się. — Dwie łyżki jak zawsze?

— Tak, tak... Yoorin mam pytanie — zaczął, a ja otworzyłam szafkę i stanęłam na palcach, by wyjąć cukiernice. — Tak się zastanawiam, czy po tym wszystkim, po tym całym Meet Up'ie, nie chciałabyś ze mną gdzieś wys…

— Bu!

Podskoczyłam i krzyknęłam, puszczając naczynie z cukrem, które po chwili rozbiło się na podłodze. Spojrzałam gniewnie na Sehuna i strzeliłam go w ramie.

— Sprzątasz to, zjebie.

— Gdybyś słyszała swój krzyk. — Starł łezkę z policzka. — Piękne.

— Lay, co chciałeś powiedzieć? — Wyminęłam Sehuna i podeszłam do wyspy, by położyć dłoń na barku przyjaciela.

— Och, już nic. Zastanawiałem się, czy nie napiszemy po spotkaniu z fanami jakiegoś... one shota?

— Jasne, Yixing. — Posłałam mu lekki uśmiech. — Gdzie Luhan? Czy on jeszcze się nie spakował?

— Słuchaj, ty wiesz jak jest z kobietami — zaczął Oh. — Sama nią jesteś. — Machnął ręką. — No chyba, że o czymś nie wiemy, to inna sprawa. Jesteś z Tajwanu? Tam czasem zdarzają się dziwne sytuację…

Odetchnęłam głęboko i opuściłam kuchnie, kierując się do pokoju Luhana oraz Sehuna.

Naprawdę powinnam dostać order Beara Gryllsa, za przetrwanie w tych trudnych warunkach, jakim jest ten oto apartament.

Kurwa, nawet nie wiecie, jak to jest żyć pod jednym dachem z tymi pedałami. To znaczy, kocham ich jak własnych, rodzonych braci, są zawsze na wyciągnięcie ręki. Gdy któreś z nas ma problem, to ktoś inny z naszej trójki pomaga mu go rozwiązać. Gdy chłopcy chcą sobie pobaraszkować, ja wychodzę do baru. Jeśli ja chce pobyć sama, oni idą na spacerek. Wszystko jest supi dupi, ale czasem… czasem zastanawiam się, czy mieszkam z dorosłymi facetami, czy z pięcioletnimi dzieciaczkami. Małe upierdasy. Nie wiem, który z tej dwójki jest gorszy; gejowaty do granic możliwości Luhan, który nie umie się ubrać, czy nieporadny i ciapowaty Sehun, który zawsze kończy w lodem w majtkach.

Odpowiedzcie za mnie, bo ja nie mam sił.

— Lu‒ge, otwieraj, chce ci pomóc, a jak nie to wpierdol. Niedługo ruszamy na lotnisko, weź ty się streszczaj, co?

— Zastanawiam się, czy wziąć jasnoszare dresy, czy może raczej ciemnoszare. — Usłyszałam po drugiej stronie drzwi. — Jak uważasz?

— Bierz dwie pary i otwieraj, pomogę ci, bo się naprawdę nie wyrobimy, Luhan.

Chłopak otworzył zamek i wpuścił mnie do środka.

Nie komentowałam już nawet gaci na ziemi, ani gumek, które były widoczne w jednej z walizek, po prostu szybko zaczęłam układać ubrania Luhana do jego torby, a przy okazji nawiązałam z chłopakiem szybką rozmowę na temat naszej wycieczki, Chanbaeka, niedoszłego jeszcze związku Sohyun i Tae bae oraz mnie i Laya, co było troszeczkę dziwne.

— Yoorin, powiedz szczerze, czujesz coś do Yixinga?

— To znaczy? Możesz prościej?

— To znaczy, „Jak długo będziesz robić mu friendzone?”. Nie widzisz tego, jak chłopak się stara? — spytał zdołowany, jakby to on był na miejscu Laya.

— Powiem ci coś, dobra? Tylko nie mów nikomu, obiecujesz? — Tym razem ja zadałam pytanie, patrząc przyjacielowi prosto w oczy.

— Obiecuje — zaśmiał się pod nosem.

— Ale na mały paluszek, Han Han? — Wystawiłam rękę, wyciągając najmniejszego palca w jego stronę. Chłopak złączył się ze mną dłońmi i skinął głową.

— No mów, bo spóźnimy się na samolot. — Przekręcił oczami, dodatkowo wykorzystując mój wcześniejszy sposób mówienia. Uderzyłam go lekko w ramię, a następnie westchnęłam głęboko.

— Luhan, tak między nami, nie jestem przecież ślepa. Widzę co robi Yixing, jednak… jakby to powiedzieć. Nie będę niczego zaczynać. Może to chamskie, ale wolę jak to on się postara. Czasem mi przykro, gdy się smuci, kiedy go zlewam albo udaje, że jest dla mnie tylko przyjacielem.

— To kim jest?

— Kimś więcej, niż zwykłym przyjacielem. Jasne, jest też osobą dla mnie ważną, prawie jak najlepszy przyjaciel, ale kurde, lubię go znacznie bardziej, niż może się to wydawać. Tak jak ty lubisz Sehuna, a Sehun lubi ciebie, rozumiesz? Nie robię mu „friendzone”, on sam go sobie robi. Jest zbyt nieśmiały, przecież nie miał nigdy dziewczyny, a kiedy jest już blisko, zawsze mu ktoś przerywa. To przykre, ale obiecałam sobie, że nie zrobię niczego, póki on sam mnie nigdzie nie zaprosi, będę czekać do śmierci, rozumiesz? — zaśmiałam się delikatnie.

— To okropne! — Złapał się za serce i przetarł czoło „z potu”.

— Dziś by mnie zaprosił, ale twój upierdolec, czytaj Sehun nam przerwał. Jeszcze przez niego zbiłam cukierniczkę. Nie wierze.

— Yoorin, ja mam nadzieję, że nasz Meet Up coś zmieni, bo nie dość, że ty masz pierdolony problem zwany „Zhang Yixing”, dodatkowo Sohyun i Taeyong mają ku sobie, a chuja robią. Jeszcze jest ten zjeb o imieniu Junglook. Jungfook, Jungcook… Jungdook, czy jak on tam ma, którego trzeba się pozbyć, bo jest jebanym kleszczem żerującym na dupie Ahn, to na koniec dochodzi pierdolony Chanbaek, który ma jeszcze większy problem, niż cała nasza rodzinka razem wzięta.

— No słuchaj, co do Baekhyuna i Chanyeola to ja niewiele zrobię. Mogę co najwyżej napisać im z Chenem takiego smuta, że się wyruchają z depresji po-ficzkowej albo nie wiem... możemy ich zamknąć w lodówie na Meet Up'ie, gdzie trzymane są zimne napoje. Żeby się stamtąd wydostać będą musieli się pocałować, przytulić, zruchać, nie wiem. Pomysł fajny, co?

— No kurwa, raczej. Powiem to nawet tatuśkowi, on załatwi nam nie tylko Chanbaeki, ale również Taehyuny i Yooxingi.

— Mam nadzieję, że wszystkie trzy się spełnią.

— Chcesz zaruchać?

— Chcę ci wpierdolić. Nie. Zależy mi na nim, i niech się lepiej pospieszy. Czekam od prawie roku.

Tak. Jeśli myślicie, że friendzonuje Yixinga na serio, to jesteście w błędzie. Mam na myśli te wywiady. Nie powiem wprost, że go kocham inaczej niż przyjaciela, to by było podejrzane, a te wywiady sami później oglądamy i czytamy, dlatego mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że Lay jest tępy jak but, bo widzę, to co sam mówi. I tak jest zawsze. Chłopak ma spowolniony mózg, dlatego nie ogarnia rzeczywistości.

Jeśli chcecie posłuchać historii o tym, jak zauroczyłam się w Yixingu, od kiedy dokładnie to trwa, co w nim zauważyłam. Nie wiem, co mi się w nim podoba (a jest wiele takich rzeczy) to napiszcie do mnie, ja chętnie o tym opowiem.

No, ale wracając do mnie i tępusa Luhana, szybko uporaliśmy się z pakowaniem, nawet mu nie wpierdoliłam, a miałam chęć trzy razy, bo się, kurwa, zastanawiał czy wziąć śnieżnobiałą czy białą bluzkę. Ja-pier-do-le.

— Dobra, koniec tego pakowania. Najwyżej sobie coś kupisz na miejscu — powiedziałam wyczerpana. — Bierzemy wszystko na dół i zjemy śniadanie i jedziemy.

— Oczywiście, kochanie.

— A spierdalaj.

Kolejna godzina minęła mi, Sehunowi, Yixingowi oraz Luhanowi na rozmowie, jedzeniu, pakowaniu się do aut oraz jechaniu na nasze Pekińskie lotnisko, z którego mieliśmy wylecieć prosto do Busan, a z tamtejszego lotniska, mieliśmy udać się do Jongina oraz Kyungsoo. Wszystkie te czynności (do lotniska) przebiegły bardzo dobrze.

Jechaliśmy wielkim autem, by pomieścić nie tylko nas, ale i bagaże, w tym pięć toreb Luhana, gdzie kolejno były bluzki, bluzy i kurtki, spodnie, bielizna oraz jakieś pierdolone zabaweczki do kitten play, i daddy kinka dla niego i Oh'a, ja nie wiem, mnie nie pytajcie. Pytania proszę kierować do tych dwóch.

Oczywiście liczyłam na jakieś love po drodze między mną a Layem, no ale… to Zhang Yixing jest. Nie spodziewajcie się po nim zdobycia Mount Everest albo przepłynięcia Amazonki. On może co najwyżej wejść na drzewo, chodź i z tym bym polemizowała. I tak by się spierdolił.

Ale mimo wszystko podróż przebiegła super. Serio, serio. Pośpiewaliśmy sobie, pośmialiśmy się, nawet ustaliliśmy, że moje i Laya stoiska będą obok siebie, a jeśli będzie możliwość, to będziemy mieć jedno na pół. Cudownie!

Wracając jeszcze do naszej podróży, gdzieś w połowie drogi zadzwoniła do mnie moja suka. To znaczy Sohyun, moja psiapsi. Odebrałam, bo jakże by inaczej.

Aha. Muszę też napomnieć, że to ja kierowałam autem, bo po pierwsze — Lay się boi jeździć po Pekinie, bo tu jest okropny ruch, a po drugie — Hunhany mi się ruchały na tyłach i nie chciałam im przerywać.

— Halo? — Oczywiście, jako seme w moim „związku” z Sohyun odezwałam się pierwsza. — Czego chcesz? Prowadzę, pizdo.

— Chuj mnie to interesuje. Słuchaj, jest sprawa.

— No?

O! Dodam szybko, że rozmawiając z Sohyun, nie dość, że słuchałam jej irytującego w do granic możliwości głosu, którego chętnie bym się pozbyła, wrzucając jej do gardła kaktusa, to jeszcze trójka tych pedałów napierdalała mi pod nosem, że nie rozmawia się przez telefon w czasie jazdy, że zaraz zginiemy, że zabijając nas, mogę pójść siedzieć albo dostać mandat i mi auto skasują.

Morda, szczyle. Albo jedziemy na moich warunkach, albo biegnijcie za mną z buta.

— Po pierwsze, jak będziecie gdzieś blisko nas to kup mi hot doga z lotniska w Seulu, bo mam okres i mam na niego ochotę.

— Jak masz ochotę na hot doga to idź do Tae bae, on ci da swojego. Co jeszcze?

— Spierdalaj. To po Meet Upi'ie, hehe.

— Hehe, no jasne.

— No, a po drugie, to mam nadzieję, że macie miejsce w aucie, bo musisz zabrać jeszcze Xiumina z lotniska w Busan. On będzie jakieś pół godziny po was, więc poczekajcie na niego.

— No spoko. Ciesz się, że pożyczamy w tym waszym pierdolonym Busan auto mojego kolegi.

— Kogo?

— Twojego starego. Żartuje. Od mojego starego. Heechul to dziadek YouTube, także zaoferował mi pomoc.

— Dobra. Pamiętaj o parówie dla mnie.

— Idź do Taeyonga, nara.

Szybko zakończyłam połączenie, bo jeszcze by mi wszyscy na zawał zeszli, a ja nie będę miała z kim gadać i siedzieć w drodze do tatke i matke.

— No, już skończyłam, możecie otworzyć oczy — powiedziałam, patrząc w lusterko. — Przecież jestem dobrym kierowcą, jeszcze nigdy nie miałam mandatu, ani nie przekroczyłam prędkości.

— Kiedyś musi być ten pierwszy raz, prawda? Mam nadzieję, że nie dziś… — odezwał się Sehun.

Przekręciłam oczami. Korciło mnie, by zadzwonić do Minseoka w sprawie transportu, no ale nie chciałam już martwić ich wszystkich, bo jeszcze bym jechała na dachu i to Luhan by prowadził, a nie chcecie, by Luhan siedział za kierownicą.

⋯☆★☆⋯

Na lotnisku znaleźliśmy się po kilkunastu minutach. Przeszliśmy przez czterdziestu minutową odprawę, a później usiedliśmy na pokładzie samolotu, wcześniej oddając bagaże.

Usiedliśmy obok siebie. Na czwartych siedzeniach od lewej Sehun oraz Luhan, a za nimi ja i Lay, rzecz jasna.

Do Busan mieliśmy niecałe dwie i pół godziny, więc przez pierwsze minuty porozmawiałam sobie z Layem, a później (gdy Hunhany poszły się wyruchać do kabiny) zasnęłam ze słuchawkami w uszach.

Takim oto sposobem minęły mi dwie godziny. Wtulona w bok mojego przyjaciela zasnęłam bardzo szybko i pomyślałam sobie, że w takiej pozycji naprawdę mogłabym przespać całe życie.

⋯☆★☆⋯

— Yoorin, wstawaj, jesteśmy na miejscu.

Yixing obudził mnie delikatnie, a gdy usłyszałam głos stewardessy, że mamy zapiąć pasy, rozbudziłam się już całkowicie. Samolot zszedł w dół, a ja automatycznie złapałam Laya za rączkę, bo nie ważne, ile razy, z kim, gdzie i kiedy lecę samolotem, zawsze rzygam w czasie lądowania. No, może nie tak dosłownie, ale jest mi zazwyczaj niedobrze. Muszę się czegoś złapać, nie moja wina, że wypadło na Laya.

Chociaż, hehe. Bardzo dobrze, że był to Zhang. Czas zacząć być seme w tym związku, bo nigdy do niego nie dojdzie, a ja będę samotna jak kutas Xiumina.

— Nie byłam tu z pół roku, ciekawe, co się zmieniło u Chena — szepnęłam sama do siebie, jednak usłyszałam jak Xing parska delikatnie śmiechem.

— Pamiętaj o tym hot dogu dla Sohyun.

— Suka jest mi winna burgera sprzed roku, nie dostanie ode mnie nic, chyba, że wpierdol.

Chłopak znów skomentował to śmiechem, a ja nie wiedziałam, co tu jest śmiesznego. Coś za coś, prawda? Solidarność jajników, dziwki.

Wracając. Kolejne minuty przeciągnęły się na odpinaniu pasów, klaskaniu dla pilotów (bo spisali się bardzo dobrze, w końcu nikt nie umarł), wyjściu z samego samolotu oraz pójściu i poczekaniu na nasze bagaże.

Później, została tylko jedna rzecz, dzięki której dom i Meet Up był bliżej niż dalej.

A było to poczekanie na naszego dziadka YouTube — Kim Heechula, fab granddaddiego, najlepszego i prowadzącego prankera z internetu, dzięki któremu wszystko praktycznie się zaczęło, bo gdyby nie on nie byłoby Kaia, Kai nie miałby kotka. Nie poznałby Baeka i Chanyeola. Nie poznałby mnie, ja nie poznałabym Sohyun, a Sohyun i chłopcy moich kapciuszków. Nikt z nas nie poznałby dzięki mnie Hunhanów. Nie znalibyśmy Krisa oraz Suho. Nawet Xiumina. Już nie wspomnę o mojej Jimin, Taeyongu, BAPoskians, Block B, BTOB czy Vixx Dixx.

Także najprościej mówiąc ‒ gdyby nie dziadek Heechul nie byłoby niczego i nikogo...

— Yoorin!

Odwróciłam się i momentalnie poczułam jak wjeżdża we mnie pociąg o nazwie dziadke. Przytuliłam tego dryblasa i pierdolnęłam go w ryj, za to, że tak długo musiałam na niego czekać, słuchać narzekań Luhana, że jest zmęczony i chce do domu.

— Co dam wnusia? Wnuczki moje, kochane, małe, niedoruchane. Co tam, Lay? Zaruchałeś w końcu? Luhan, dupa nie boli? Sehun, jak tam sprawy z seksem?

— Dziadke, ja cię proszę — odezwałam się. — Dusisz mnie.

— Sorki memorki, ale serio. Co tam u was? Fajne oksy, Sehi.

— Dzięki serdeczne, dziadek.

— Ej, bo jest sprawa. Podobno Xiumin wbija tu za kilka chwil, a ja muszę was zawieść, ponieważ Kyungsoo do mnie dzwonił i powiedział, że nie wypada prowadzić Yoorin po tak męczącej podróży, Lay nie umie się posługiwać czymś takim jak auto, a Sehun i Luhan… to Sehun i Luhan, także ja was zawiozę, ale powiedzcie mi wnuczki co z Kim Sreokiem, bo ja nie wiem.

— Do bagażnika go damy. — Uśmiechnął się Xing.

— Sam się daj do bagażnika pizdo jedna. — Usłyszałam głos za sobą i momentalnie się odwróciłam. — Gitara siema, co u was?

— Minnie! — krzyknęłam i przytuliłam go. Chłopak szybko mnie objął i zaśmiał się pod nosem. — Jak podróż?

— Zajebiście. Pograłem nawet w CS'a w samolocie. Beka jak rzeka, ale nie o tym mowa… Eloszka chłopaki, cześć dziadke.

— Wnuczek, nie mamy jak się zabrać — przemówił znów Heechul. — Masz trzy opcje. Spierdalasz do bagażnika, lecisz na dach jak rower górski albo udajesz się na czyjeś kolana, tylko nie moje, bo ja prowadzę i nie na kolanka Yoorin, bo ją zgnieciesz.

— Czemu ja mam komuś siedzieć na kolanach, a nie Yoorin?

— Nikt mi nie będzie wnuczki molestował. Wybieraj albo popierdalasz z lacza do Jongina, a wiem, że nie znasz drogi tak jak ja.

— Aha — skwitował. — No to… kto weźmie mnie na kolana?

Kiedy nikt się nie odezwał, chciałam się zaśmiać, no ale nie będę budzić smoka o nazwie Kim Minwpierdol.

— No, to ja mogę ewentualnie użyczyć swoich. Mam nadzieję, że mnie nie zgnieciesz — odezwał się Luhan. — Podziękujesz później. Postawisz mi drina, czy coś.

— Dzięki.

— Dobra, wnuczki, nie ma czasu. Jedziemy do mojego synka, Kaia, bo nie chce, by mi dupę obrobił. Macie dojechać cali i zdrowi, a po ciemku nie będę popierdalać.

— Ale jest trzynasta.

— No i co w związku z tym? — spytał. — Bierzcie torby i lecimy.

— Yoorin, masz trzymaj. — Obok mnie zjawił się Sehun, który trzymał w ręku parującego hot doga. — Sohyun chciała, co nie?

— Sram na tą sukę, sam sobie to wpierdol.

— Trzymaj, przepierdoliłem na to trzy tysiące won. Bierz to i zamknij ryj.

— Nie chce tego. Zanim dojedziemy to będzie ta parówa zimna i sztywna jak penior Chanyeola na widok Byunka.

— Trzymaj to, kurwa.

Złapałam tą jebaną parówę w dłoń i wyrzuciłam za siebie. Chuj z nią, Sohyun nie dostanie ode mnie nic. Chyba, że z laczka Luhana w mordę. Dlaczego z laczka? Chłopak wziął sobie jedną parę, bo jak powiedział „Nie będę sobie butów brudzić w tym gównie u Jongina, jakie ma za domem”. Bang, oto cała historia o jego laczkach.

Minęło kilka chwil, gdy na obszarze lotniska, ktoś wydarł ryja, krzycząc, że złamał nogę przez latającą parówę w bułce.

No właśnie...

Jeśli uważaliście na lekcji fizyki, w szkole średniej, możecie się domyśleć, jak szybko spierdoliliśmy z lotniska, ciągnąć za sobą swoje walizki i robiąc slalom między obcymi ludźmi.

Tak. To było bardzo szybkie. Nawet bardziej niż bardzo.

W ekspresowym tempie wjebaliśmy torby pod nogi i do bagażnika, Heechul zajął miejsce za kierownicą, ja obok niego na miejscu pasażera, a chłopcy wcisnęli się w czwórkę na tyły. No i dodatkowo Xiumin wpierdolił się Luhanowi na kolana. Dziadke zrobił takiego drifta przed lotniskiem, że nawet Kubica by pozazdrościł.

— Kurwa, ale akcja. Jak pięć lat temu, gdy spierdalałem przed psami, bo wysadziłem śmietnik w parku — odezwał się Heechul.

— Na pewno zajebista historia, dziadek, ale kurwa, weź kieruj, bo zaraz odpierdolisz „Oszukać przeznaczenie 2 ‒ wersja na haju” — powiedziałam poważnie, co sprowadziło staruszka na ziemię, bo zapiął pas i położył obie ręce na kierownicy.

Słuchajcie. Nieważne, jak wasi męscy przyjaciele się starają, to i tak wy powinnyście mieć jaja. Ja mam tak w kapciuszkach, w przyjaźni z Xiu, Suho, Yifanem, Chanbaekami i resztą. Najbardziej męską jednostką w całej internetowej rodzinie jestem ja oraz ta kurwa ‒ Sohyun.

Przez większość podróży rozmawialiśmy sobie o życiu i seksie. O zaliczeniach, hehe. Oraz o Meet Up'ie. Było zabawnie i w ogóle.

Pod koniec trasy mój telefon dał o sobie znak. Nie była to moja matka, bo pewnie jest sobie teraz z ojcem w SPA i robi kąpiel w błocie, czy chuj wie czym, ale był to Zico z Block B.

Woo Jiho to mój dobry kolega, świetny prankster, który razem ze swoja grupką odpierdala cyrki na YouTube. PO‒LE‒CAM.

Tylko jedna sprawa. Po chuja on mnie dzwoni?

— Halo?

— Eldo.

— Rado. Co chcesz?

— Opiszę ci to w miarę szybko — odezwał się po przywitaniu i moim zasadniczym pytaniu. — Ogólnie dzwonie w dwóch sprawach. Pierwsza jest taka, że spotkamy się szybciej, niż myślisz, hehe. A po drugie, nawiązując do punktu pierwszego, to chciałem cię ostrzec, byś chroniła dupę przez facetem z piłą mechaniczną.

— Co kurwa?

— No nic, po prostu Pyo ma pomysł, by was nastraszyć, a ja cię bardzo lubię, oczywiście nie tak jak Yixing, no ale nadal cię lubię i nie chce byś złamała sobie nogę, rękę albo co gorsza kark, gdy będziesz spierdalać przed bandą zamaskowanych ziomków z toporami, piłami i tasakami, czyli mną i pozostałymi, którzy rzekomo wyjebali ze szpitala psychiatrycznego.

— Dzięki za ostrzeżenie. A kiedy będziecie?

— Dziś w nocy.

— Okej, będę uważać, do później.

— Papateczki, skarbeńku!

Po tym sformułowaniu Jiho się rozłączył, zostawiając mnie z pytającym wyrazem twarzy. Że co.

— Kto to był? — spytał Yixing.

A co? Zazdrosny? Hehe. Tatke, mam info o treści naszego przyszłego związku!

— Moja kuzynka — pierdolnęłam pierwsze lepsze, co przyszło mi na myśl. — Ostrzegła mnie, że wbija do mnie za dwa tygodnie z ciotką i jej kotletami, a jej kotlety są w chuj niedobre, więc pewnie się zatruję, także mnie o tym poinformowała, a co?

— A nic. — Uśmiechnął się.

ZAZDROŚNIK!

⋯☆★☆⋯

Po dwudziestu minutach, kilku smsach z Jongnem i Sohyun, dojechaliśmy pod domek Kaisoo. Wysiadłam jako druga, po obolałym Minseoku oraz Luhanie, który prawie jebnął się na ziemie i zaczął całować chodnik, przy okazji masując uda.

— O kurwa, co to ma być. — Usłyszałam głos Sehuna oraz dziadka.

— Ja pierdole, Jongin… — Pierdolnęłam się w czoło widząc wielki na chuj metrów transparent przyjebany do jego domu, gdzie napisane było dokładnie: „YOORIN + YIXING = ♥”.

Ja chyba się wrócę do Pekinu, bo się stęskniłam za kotami i psem Hunhanów.

Ach! Żeby nie było, wszystkie zwierzaczki mają się dobrze i są pod opieką teściowej Sehuna, pani Fei. Miła kobietka.

— Elo dzieciaczki! Cześć ojciec! — Z domu wyszedł wspomniany chłopak, który z uśmiechem na twarzy podbiegł do nas i podniósł mnie, tuląc do swojego ciała. — Ale się za tobą stęskniłem! Jaka ty piękna i duża, o mój Boże, Yoorin!

— Kai… ogarnij się.

— Lay, nadal nie zaliczyleś?

— Co? — Poczerwieniał. Uroczy z niego prawiczek.

To znaczy chyba prawiczek. Nie wiem, nie chwalił się. A przecież mówimy sobie wszystko. Trollo lollo.

— Siemka, Sehi, siemka, Lulu. O! Xiumin! Jak podróż?

— Spierdalaj — warknął Minseok. Nie mogę z nich, kurwa.

— Kai-ah! — krzyknął Heechul i ruszył w jego kierunku. — Jak tam dryblasek się trzyma? — spytał i położył swoją rękę na jego kroczu. — Dalej sprawy jak kiedyś?

— No, kurwa. Raczej. A twój? — Tym razem chłopak pomiział jego jajka.

O

CO

CHODZI.

Ja pierdolę, ale patologia.

— Dobra, bierzcie bagaże do chawiry, bo czeka na was herbatka, wkurwiona i zalana okresem Sohyun, Tae bae oraz Chanbaeki w stanie krytycznym, hehe. A ty, kurwiu. — Wskazał na Heechula — sklej pizdę, leć do sklepu po jakieś czyste majtki, bo tu zostajesz. Nie możesz przegapić takiej bibki. Pamiętasz jak zajebiście było rok temu?

— Jak wbił SWAT? Najlepsza imprezka w Korei i na świecie.

— No więc właśnie. Mam nadzieję, że macie jakieś driniacze i dopalacze, bo dziś nie śpimy tylko balujemy!

— Ej tatke, co to za sztandar? — Wskazałam palcem na transparent nad moją głową. No halo, kurwa? O chuj tu chodzi?

— No co? Jakoś trzeba przywitać nowożeńców, prawda?

— Co? — spytałam na równi z Yixingiem.

— W domu czeka na was tort weselny. Zapraszam.

Spojrzałam zaskoczona na każdego z przyjaciół, jednak posłusznie z podręczną torebką na ramieniu udałam się za Jonginem do jego chatki swatki.

Na wejściu przywitał mnie Kyungsoo, którego mocno uściskałam i oczywiście ucałowałam. Później przeszłam do salonu, gdzie siedział Tae bae, Baekhyun oraz Chanyeol.

— Cześć chłopcy!

— Yoorin! — wydarł się Taeyong i podbiegł do mnie, od razu łapiąc mnie w objęcia.

— Zaliczyłeś Sohyun?

— Pierdol się.

— O nie, nie, mój kochany. To ty będziesz pierdolił… SOHYUN.

Chłopak poddał się i wrócił na fotel. Przybiłam sobie piąteczkę z przybyłym Jonginem i podeszłam do Chanyeola.

— Siemaneczko, Yeollie. — Uśmiechnęłam się. Chłopak podniósł głowę i uśmiechnął się szeroko.

— Woah. To ty jesteś ta słynna Yoorin, co pisze najlepsze ficzki?

— Bez przesady. Właśnie stoję przed najlepszym prankerem na świecie! Co u ciebie? — Rozłożyłam ramiona, a chłopak szybko mnie przytulił.

Był najwyższą osobą (prócz Yifana), którą mam właśnie okazję poznać. Będzie mi sięgał zupki chińskie z najwyższych półek, bo Kris nie lubi chodzić do sklepów. Chyba, że do tych z ciuchami. No, a jak wiadomo, tam nie ma moich insantów.

— Dobrze, dobrze, ale mam jedną prośbę…

— No?

— Weź mnie stąd zabierz, już nie mogę wytrzymać z tymi pojebusami.

— Przyzwyczaisz się, ziomek. To tylko kilka dni. Albo tygodni. Ewentualnie lat, jeśli się zakoleżkujemy, hehe.

— Ja pizgam.

— Pogadamy za chwilę, jesteś spoko. Musimy iść do sklepu do zapasy, a widzę, że jesteś silny i wysoki, także kupimy dużo przysmaków na dzisiejszy wieczorek. I sobie pogadamy, i w ogóle. — Pomiziałam go po bicku i woooah. Baekhyun miał racje, fajne są. Skąd wiem, że Baekhyun? No proszę was. Kai to mój tatke. Wiem wszystko, hehe.

— Cześć, Yoorin — przywitał się Baekhyun.

Od razu go wytuliłam i przeprowadziłam krótka rozmowę. Kurde bele. Serio pasują do siebie z Chanyeolkiem. Szipuje.

— Suko!

Odwróciłam się i zobaczyłam tą ździrę Sohyun z MOIM tortem ślubnym.

— Kurwo mała — warknęłam. — To był mój tort.

— No i chuj. Zostawiłam ci figurkę, stoi w kuchni, możesz sobie ją wpierdolić, ale ostrzegam, jest z plastiku chyba.

— Chodź tu, nie pierdol. — Rozłożyłam ręce, a moje uke wpadło w nie jak nastolatka w ciążę. — Tęskniłam.

— Skończ pierdolić. Gdzie mój hot dog?

— Na lotnisku, pod złamaną nogą jakieś biznesmena. Chuj wie. Miał z pewnością ciekawszy lot ode mnie.

— Aha. Pierdol się.

— To chodź na górę.

— Mam okres — posmutniała.

— Sexmaster mówił, że jak ma się okres to trzeba spierdalać pod prysznic.

— O czym wy gadacie? — spytali naraz Yixing oraz Baekhyun.

— O czymś, czego wy nigdy nie doświadczycie, cieniasy. — Palnęła dziewczyna, a później zbiła sobie ze mną grabę. Kocham.

— Dobra, dziewczynki i nie‒dziewczynki. Zbierać się. Niedługo wbijają pozostali, także przestańcie tańczyć walca i lecimy przygotowywać domostwo — wtrącił się Kai.

— Szczym ryj, idę po mój plastik.

Tak. Dokładnie teraz zaczyna się PRAWDZIWA zabawa.

Hehe.

⋯☆★☆⋯

Od kilku godzin siedzieliśmy w ogrodzie naszego tatke i świetnie się bawiliśmy z przemyconym przez Xiumina alkoholem. Było najzajebibi. Był tylko jeden problem. Taki drobniutki, najdrobniejszy, malusieńki, mikro jak peniorek Jeongguka. Wyobraźcie sobie, że nasze kochane Kaisoo nie zapłaciło rachunku za prąd i siedzieliśmy w ciemnej piździe. No, może nie takiej ciemnej, bo Chanyeol i Jongin przeszli się na cmentarz, znajdujący się z kilometr stąd i przynieśli jakieś zajebiste znicze, ale tak czy siak było ciemno.

Ogółem Sohyun była wkurwiona i to mocno, bo przez brak prądu nie mogła dokończyć rundy w CS'ie. Baekhyun zresztą to samo, bo zaczął nagrywać MovieStarPlanet, a tu chuj w bombki strzelił.

Także razem postanowili, że porysują sobie drzewokutasy w pokoju. Zgodnie stwierdzili, że z pijakami nie będą siedzieć. Na początku myśleliśmy, że żartują i grają w rozbieranego pokera, ale tatke poszedł sprawdzić i faktycznie rysowali te swoje sady.

A i tak mówiąc o tatke to dowiedzieliśmy się, że oświadczył się Kyungsoo, oczywiście Luhan jako jedyny o tym wiedział wcześniej i kupił im couple dres. Słodko.

Dzięki tej akcji mieliśmy kolejny powód do picia. Zajebiście.

— Kurwa, ale bania — wymamrotał Jongin. — Skąd masz tą wódencje, Minseok?

— Otwierałem sobie paczki od widzów i ponoć z Rosji, to wziąłem, bo czemu nie?

— A co jak cię wyjebali i w tym są tabsy gwałtu? — zasugerowałam, zastanawiając się, czy iść się wyrzygać za krzaki, czy może lepiej będzie obrzygać Xinga, na którym leżałam.

Tak leżałam na Yixingu. Hehe. Cieszycie się? Bo ja w chuj i jeszcze bardziej.

— O kurwa, tego nie przemyślałem.

— Przynajmniej jak ktoś kogoś zgwałci, to nikt nie będzie miał mu tego za złe. — Wzruszył ramionami tatke.

— Wyruchałbym coś... kogoś — odezwał się Chanyeol.

— Baeka? — zapytaliśmy chórkiem, co nie powiem, przeraziło mnie. Telepatia.

— No w sumie... to wyruchałbym go — powiedział — Tylko zgrywa takiego niedostępnego — dodał, na co wszyscy, prócz tego rasowego pedała, uderzyliśmy się z otwartej dłoni w mordę.

— Coś ci się pojebało, bo ty nie chcesz go wyruchać, debilu.

— Serio? — spytał, patrząc na każdego po kolei.

— Nie, kurwa, na niby. Weź idź się pierdolnij w ten pusty łeb — wybełkotał Sehun.

Czy ktoś mi tutaj wytłumaczy, co my robimy, bo zapomniałam?

— Ej.

— Co, Yoorinko?

— Gdzie jest Heechul? — zapytałam, rozglądając się dookoła. No, kurwa, nie ma go. Zwiał na Alaskę szukać ropy, czy co?

— No, kurwa, zawisł na płocie, nie widzisz? — odpowiedział Lu‒ge, wskazując za mnie, gdzie faktycznie wisiał dziadke.

— On umarł?

— Nie wiem, Xiumin. Przywiozłeś jakiegoś lacia z Rosji, to może umarł — ziewnął Kai.

— Chodźmy go zdjąć, co — fuknęłam, podnosząc się powoli. — Wstawać, kurwy — rozkazałam, kopiąc delikatnie Xinga. No, kurwa, chcesz być ze mną w związku, to musisz cierpieć, czy jakoś tak, hehe.

— Okoń — mruknął Sexmaster i podniósł się, zrzucając z siebie śpiącego Kyungsoo. — Taś, taś, stary kurwiu. — Potarł dłonie, a następnie prawą wystawił do Taeyonga, którego z trudem podniósł, bo mały szczaw się stawiał.

Udaliśmy się wszyscy jak kaczuszki pod płot, gdzie Heechul walił płaszczkę na płocie. Beka.

— Wstawaj, dziadzie jebany! — krzyknął Minseok, który wyjebał mu z buta w dupsko. Niestety, nawet to nie pomogło, by wydał z siebie chociaż głupi jęk. Co jeśli dziadke umarł?

— Ja jebie, ściągnijmy go, a nie. — Machnął ręką Taeyong i chwycił za tą grubą dziadygę i zaczął podnosić.

— Kurwa ISIS! — krzyknął nagle Heechul.

— Żyje, wow, wow, wow. — Zaklaskałam, ale mina mi nieco zrzedła, kiedy zobaczyłam jakichś turków od kebsa w białych prześcieradłach, zasłoniętymi mordami i turbanami na łbach, kilka metrów przed dziadke z brońmi i jebaną C4 w dłoniach.

— Allah akbar! — krzyknęli chórem i zaczęli biec w naszym kierunku.

— Kurwa mać — zaszlochał dziadke. — Ratujcie się moje skarbeczki, na mnie i tak już czas!

Ja od razu zaczęłam spierdalać, gdzie kutasy rosną, ale moje plany zjebał Xing, o którego się wyjebałam. Kurwa. Mamy przesrane, raz, dwa, trzy.

— Kyungsoo! Uratuję cię! Uciekaj skarbie! — wykrzyczał Jonginnie do swojego narzeczonego, który obudził się przez krzyki i wyszedł przed dom cały zaspany.

— Co się tu, kurwa, dzieje? — spytał Xing, który nie kontaktował od kiedy przejebał pierwszy kielon w gardło.

— Zamach kurwa! — odpowiedziałam szybko i się podniosłam.

No kurwa, może go lubię i to mocno, i czuje do niego szerszenie, bo motylkami tego nie nazwę, ale nie będę umierać. Mam jeszcze dużo ficzków do napisania. Sayonara hitori, jak to się mówi!

— Bierzcie mnie, skurwysyny! Zostawcie moją rodzinę! — wydarł się tatke, chwiejnym krokiem podchodząc do płotu i z rozłożonymi rękoma upadł na kolana.

— Tatke, uciekaj!

Szybko wjebałam się na drzewo i niczym snajper zaczaiłam się, uważnie przyglądając zaistniałej sytuacji.

— O kurwa! — wyjęczał Jongin, łapiąc się za kroczę i padając na ziemię.

KURWA, ZAJEBALI MI OJCA W DIGI DONGA.

— Kochanie! — Do konającego Sexmastera podbiegł Soo, kładąc go sobie na kolana i szlochając.

Ja pierdole, czemu nikt nie dzwoni na policję?!

Araby zaczęły coś nakurwiać po allahowemu i wjebały się na teren, wrzucając jakąś bombę dymną, przez którą chuja widziałam.

Co jeśli umrę? Co z moimi ficzkami? Co z friendzone? CO Z ZUPKAMI CHIŃSKIMI, PO KTÓRE MIAŁAM IŚĆ Z PARK CHUJYEOLEM.

KURWA, NIE CHCĘ UMIERAĆ.

— Osiem, siedem, sześć... — zaczęli odliczać po angielsku, a ja nie wiedziałam, co mam zrobić. Zabić siebie, ich, czy jeszcze raz siebie. Może podetnę sobie gardło jakimś badylem?

— Kocham cię Yixing! — wydarłam się, uwalniając mojego wewnętrznego smoka. Kurwa, przyznałam to sama przed sobą. Szkoda, że w takich okolicznościach, gdzie za minut dwie zostanę rozczłonkowana i prawdopodobnie zgwałcona, przez jakiś allahów. — Sohyun ciebie też! Mamo, nie chcę umierać! Wracaj z tego SPA! — wyjęczałam, padając na konar.

— ... trzy, dwa, jeden!

Nagle coś pierdolnęło i to tak porządnie. Otworzyłam szybko oczy i szczerze, to gówno widziałam, było szaro w chuj.

KURWA, WAŻNE, ŻE ŻYJĘ.

— Chuj wam w dupę, małe skurwole! — Usłyszałam bardzo, bardzo, dobrze znany mi głos.

— Eunkwang, kurwa! Masz przejebane! — wydarłam się, mając ochotę uciąć kutasa wszystkim z BTOB. Ja pierdole. Moje serce.

— Czemu tylko ja?!

— Bo to był twój pomysł! — wtrącił się Ilhoon. Nie no, kurwa, zabijcie ich. Po kolei.

— Baekhyun, Sohyun, nagraliście wszystko?! — spytał Minhyuk, a ja otwarłam usta ze zdziwienia. Co.

— Wszystko jest zajebibi nagrane! — krzyknął Byun.

Ale suki.

— Jutro, jak będziemy mieli prąd, to z Baekiem wam to zmontujemy! — dodała Sohyun.

— Co — mruknęłam sama do siebie.

— Co — odezwał się dziadke.

— Tatke, słyszałem, że się oświadczyłeś. Masz babeczki, tylko uważaj, hehe. Są bombowe – zaśmiał się Peniel, a ja nawet nie mogłam zejść z drzewa i im wpierdolić, bo, hehe, kurwa, hehe, na nim, hehe, utknęłam, hehe, bo, hehe, jest, hehe, szaro, kurwa, hehe.

Szaro, buro i ponuro jak w ficzkach Zitao. Da bum tsst.

— O kurwa! — przeklął Sungjae, kiedy do naszych uszu dotarł irytujący dźwięk policyjnych syren.

— Spierdalajcie na drzewa — poleciłam i chwilę później siedziałam sobie na pniaku z Ilhoonem, Penielem, Hyunsikiem i Sungjae, za to reszta wjebała się na drzewo sąsiada i gdzieś tam jeszcze. Chuj wie.

— Kyrie Eleison — mruknął Jae, za co dostał po mordzie, bo musieliśmy być cicho, ponieważ policja wjebała się na nasze pole.

— Gdzie oni są? — Usłyszałam głos jakiegoś dziada.

O KURWA, A CO Z HEECHULEM?

— Co z Heechulem? — zapytałam na ucho Ilhoona. Mrr. Mam nadzieje, że, hehe, Lay nie będzie zły.

— Spoko loko. Kai i Kyungsoo go wzięli i wjebali się z nim do tej szopy, czy chuj wie co to jest. Tylko musieli mu zdjąć gacie, bo się zaplątał biedaczek — odpowiedział, a ja odetchnęłam z ulgą. Całe szczęście.

— Na gałęzi! — krzyknął jeden z nich, świecąc latarką na drzewo, na którym siedział Eunkwang, Minhyuk, Changsub, a po drugiej stronie, na konarze Yixing, Taeyong, Chanyeol i chyba ktoś jeszcze, nie wiem.

— Schodzić stamtąd! — rozkazał jakiś drugi fiflok.

— No wejdźcie po nas — powiedział Changsub. Ten to ma gadane.

— Oszukiwało się na testach sprawnościowych, co? — zaśmiał się Minhyuk.

Mój ziomek, mój ziomek.

— Albo zejdziecie po dobroci, albo będziemy zmuszeni zadzwonić po posiłki — oznajmił surowym głosem.

— Posiłki… — mruknął Ilhoon. — E, ziomek!

— Co ty, kurwa, robisz? — warknęłam, ale ten przyłożył mi dłoń do ust. Kurwo.

— Damy wam na pięć kartonów pączusi i spierdalać z pola.

— Nie.

— No weź, Hyun — zwrócił się do znajomego. — Sześć i możemy zapomnieć o całej sprawie — dodał z uśmiechem.

— Łapcie i spierdalajcie, grubasy. — Eunkwang rzucił im plik banknotów, a jeden z nich z uśmiechem je podniósł.

— Tylko wiecie. Jeśli zobaczymy wniosek, mandat, cokolwiek w tej sprawie, to zrobimy wam z dupy jesień średniowiecza, łapiecie? — wtrącił się Minhyuk, podrzucając jakiś kurwa granat.

— Jasne — odparł, przeliczając pieniądze. — Dobranoc, miłej zabawy.

— Adios amigos, muchachos! — Ilhoon pomachał im środkowym palcem, próbując napluć na nich, ale byli już za daleko i kurwa pluć nie umiał i wyszło na to, że moje włosy były całe w jego ślinie.

— Kurwa — warknęłam, chcąc złapać go za szyję i zacząć dusić, ale kutas się przekręcił i pierdolnął na ziemie.

— Żyjesz, czy możemy cię wziąć do pranka z wybuchającymi zwłokami? — Zapytał Eunkwang.

— Jesteście popierdoleni — wyszeptałam, powoli schodząc z drzewa.

— Po‒pierdolona to ty będziesz nad ranem, hehe — zaśmiał się Hyunsik, któremu miałam ochotę zapierdolić.

Chociaż z drugiej strony… Dawno się nie ruchałam i wizja mnie leżącej nago obok Xinga, „popierdolonej”, a raczej wypierdolonej jest… kusząca.

Nie, nie. Kurwa, stop.

— Ej, ludzie — zaczęłam. — a gdzie Kaisoo i dziadke?

— Zajebali kimosa w sianie, a co? — odezwał się Chanyeol, a ja machnęłam ręką.

— Nic, nic — wymamrotałam, kierując się do drzwi wejściowych. Kurwa, zimno mi.

Szybko chwyciłam za klamkę i pchnęłam drzwi, po chwili słysząc jęk. Jęk tej małej kurwy babilońskiej.

— Pojebało cie? — warknęła, masując czoło. Jeden — zero, szmato.

— Pojebało to twoją matkę, która dała wyjść takiemu gówniakowi na świat.

— Weź spierdalaj tweetować o tym, że jebią ci dłonie śledziem, którymi się szmato zadowalasz, bo Xing nie chce w ciebie włożyć. Nie chce zatopić swojego ogra w oceanie.

— Wypierdalaj myć zęby pastą „Taeyong”, bo ci kurwi z ryja jak z kibla, w którym Luhan srał po ostrym kebsie.

— Spokojnie, lasencje. Dla każdej jakiś środek czystości się znajdzie, hehe. Nawet płyny do higieny intymnej, produkcji Zhang Yixinga i Lee Taeyonga — wtrącił się Jongin, który chyba teleportnął się tutaj jak Xiumin do Sohyun w Mincerafcie.

— Lecz się, tato — mruknęła młodsza, uderzając wskazującym palcem w jego czoło.

⋯☆★☆⋯

— Yoorin-ssi. — Do moich uszu dobiegł cichy szept, a chwilę później poczułam jak ląduje na ziemi. Kurwa.

— Wypierdalaj, Lu — wymamrotałam, wymachując ręką i uderzając w coś zimnego.

KURWA, CO.

— Ja pierdole — powiedziałam, kiedy odwróciłam się i zobaczyłam Zijako, a nie wspomnianego Luhana w masce z „Piły”. Chyba, że się najebałam i mam haluny.

— Siemanko. — W pokoju pojawił się Pyo, przebrany za śmierć z tą kosą czy chuj wie czym w dłoni. Ja-pier-do-le.

— Jesteście cho…

— Morda, bo cię kurwo rozdziabię — zagroził Jiho, a ja przetarłam oczy. — Możesz zostać naszą seks niewolnicą?

— Co kurwa? — zapytałam, bo chyba się, kurwa, przesłyszałam.

— No wiesz… Będę chciał cię rozjebać na kawałki i wtedy wkroczy Xing, żeby cię uratować. Love wejdzie na nowy poziom, co ty na to?

— Jak chcesz. — Wzruszyłam ramionami i w miarę możliwości podniosłam się tak, by się nie wyjebać. — Masz jakieś tabsy?

— Tabsy? Nie, ale mogę sprzedać ci dwa klapsy, boom! — odpowiedział, przybijając piąteczkę z Pyo.

— Ulecz się, Zico — mruknęłam, po raz kolejny przecierając oczy. Kurwa, spać.

— Dobra, chodź, seks niewolnico. — Złapał mnie za nadgarstek i zaczął ciągnąć na parter. Chuj do dupy, kurwa. Nie chce mi się.

Po chwili znaleźliśmy się w salonie, w którym była Samara Morgan, jakiś kanibabol, ksiądz z krzyżem, który był wielkości tego, na którym Jezus został ukrzyżowany, Joker i laleczka Chuckie. Rodzinka w komplecie, widzę.

— Siema, ale zajebibi przebrania — oznajmiłam, macając włoski Samary.

— Dobra, bez pierdolenia. Gdzie śpi Kai? — zapytał Zico.

— No tam w łazience, w wannie, bo mu gorąco, a… — Nie pozwolił mi dokończyć, bo odpalił swoją piłę, podszedł do drzwi, na które przede chwilą wskazywałam i wjebał się w kawał drewna, po czym zaczął je ciąć.

— Go, go, power rangers! — krzyknął Taeil i podbiegł do pierwszych lepszych drzwi, po czym zamachnął się swoją siekierką, i wjebał się w nie.

PATO.

Nasz ksiądz zaczął wymachiwać tym jebanym krzyżem i wykrzykiwać jakieś modlitwy, egzorcyzm, ja ,kurwa, nie wiem.

Laleczka Chuckie wzięła dwie patelnie i zaczęła uderzać nimi, wbiegając na piętro, na którym bodajże spał Minseok, Taeyong, Zhang i Sohyun.

Joker zaczął rozpierdalać wszystko dookoła włączając w to telewizor, którego i tak chyba nikt nie używał.

Samara poszła do szopy pobawić się uczuciami mojego dziadke.

Mroczny kosiarz ‒ Pyo, poszedł za laleczką, a kanibabol opierdalał nam jedzenie w lodówce, nie ma co.

Po chwili usłyszałam krzyki z góry, wystraszonego Jongina z Kyungsoo i… przede mną przebiegł Heechul, którego goniła Morgan oraz kanibal z zawieszoną pętlą, kiełbasą i sztuczną ręką w dłoni.

— Pożegnaj się ze swoją córką! — krzyknął Jiho, podchodząc z piłą do mnie i targając za włosy.

Na to się nie umawialiśmy, szmaciarzu.

— Co tu się odpierdala?! — wydarła się Sohyun, która po chwili spadła ze schodów, bo wystraszyła się stojącej za nią laleczki.

— Wszystko tylko nie moja córeczka! — zapłakał Jongin.

Kurwa, tatke, nie płacz.

— Careless, careless — zaczął śpiewać Eunkwang, co kurwa.

— Shoot anonymous — zaśpiewała chórkiem reszta.

— Anonymous, heartless, mindless.

— No one who care about me — dokończyli, po czym ustawili się jak te kurwy w Kung Fu pandzie i zaczęli atakować. Ja pierdolę, co.

— Kurwa, stop! — krzyknęłam, kiedy dostałam w mordę, bo jebany Chansub nie trafił w Zico.

Weźcie ode mnie tą patologię, błagam.

— Kurwa stop! — wydarłam się tak głośno, że chyba sąsiedzi mnie usłyszeli.

Ups.

Wszyscy stanęli w bezruchu, a ja odepchnęłam od siebie rapera.

— To był kurwa je… — Nie pozwolono mi dokończyć, bo te dwa beboki — czytajcie kosiarz i laleczka sturlały się ze schodów.

— Żebym was tu ostatni raz widział, wy kurwy radzieckie! Wypierdalać mi od chłopaka, co? — Usłyszeliśmy krzyk Chanyeola, a po chwili laczek Luhana uderzył w łeb kosiarza. — Co to, kurwa, za debata i czemu straszycie mi chłopaka?

— Co. — Pierwszy odezwał się Jonginnie.

— Co — zdziwiła się cała ekipa BTOB i Bloczków.

— Co, kurwa? — zapytałam z dziadkiem.

JAKI KURWA CHŁOPAK, CO.

⋯☆★☆⋯

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz