sobota, 24 grudnia 2016

12. EKSPLORACJA AFRYKI

K A S P E R


Ubrałem na swoje biedne, wymęczone i wyruchane tańcem nóżki, buciki, i kiedy miałem wstawać, zatrzymał mnie mój najlepszy na świecie telefon zapierdalacz trzy tysiące, który ma za sobą już wiele upadków, kąpieli i tak dalej. NIEWAŻNE. Ważne jest to, że działa i śmiga jak dildodron Sexmastera.

Wspominając o Sexmasterze; mój ukochany ziomeczek, ruchacz i balerinka, z którą czasem sobie ćwiczę, wysłał mi smska z treścią „KASPER jest sprawa, wbijaj do nas na halę, bo jesteś potrzebny”. Oczywiście, odpisałem mu prostym ,,Okey dokey, yo”, bo słyszałem kiedyś podobną piosenkę w radiu czy coś, kurwa chuj, nie wiem.

Wracając. Gdy opuściłem moje studio tańca, do którego was wszystkich zapraszam, ruszyłem na parking po moje autko, bym mógł sprawnie i szybko udać się do Jongina w niewiadomych celach i zadaniach.

Mogłem być jedynie pewny, że JONGIN plus JA SAM to coś rakowego, więc serio, szykujcie się.

Prócz tego, miałem naprawdę cichutką i drobniutką nadzieję, że na hali będzie Baekhyun. Naprawdę długo go nie wiedziałem i szczerze tęskniłem za moim Bae Bae. Nie widzieliśmy się szmat czasu. Chciałem się dowiedzieć, co u niego, jak mają się sprawy z kanałem, nawet z rodzicami, bo wiem, że byłem jedną z nielicznych osób, którym powiedział o swojej sytuacji w domu z wiecznie zajętymi rodzicami. Chciałem wiedzieć, jak było w Orleanie i przede wszystkim... chciałem wiedzieć, czy jest szczęśliwy i czy kogoś poznał.

Jako jego były chłopak i też przyjaciel, miałem nadzieję, że znalazł sobie kogoś lepszego niż ja mógłbym dla niego kiedykolwiek być. Chciałem po prostu dowiedzieć się, co u niego, czy nikt go nie skrzywdził i czy jest zdrowy, i dobrze je.

⋯☆★☆⋯


Pod halą znalazłem się dwadzieścia minut później. Sam obiekt był ogromny i naprawdę zjawiskowy, jako że było po dwudziestej wszystko ładnie było podświetlone. Fontanny, latarnie, same ściany budynku. Naprawdę było cudownie.

A w środku było jeszcze lepiej! Jongin, Sohyun, Baekhyun, Hunhany i wszyscy inni naprawdę się postarali. Teraz wszystko miało ręce i nogi, bo z tego co pamiętam, jeszcze pięć dni temu była tu chujnia w kaszce (wnioskuje to po opowieściach załamanego Jongina).

— Kasper! — Usłyszałem gdzieś po lewo. Odwróciłem się i pomachałem do Yoorin, która od razu do mnie podeszła i się przytuliła.

— Jak ja cię długo nie wiedziałem, wyrosłaś i wypiękniałaś. — Zmierzyłem dziewczynę wzrokiem. — Co u ciebie?

— Dobrze, dobrze, dziękuje, że pytasz. A jak w studiu?

— Znakomicie szczerze mówiąc. Za dwa miesiące lecę do Stanów na zawody, a za trzy tygodnie do Japonii na warsztaty, mam nadzieję, że uda mi się coś tam osiągnąć…

— Żartujesz? Będziesz tam najlepszy! — zaśmiała się i poklepała mnie po ramieniu. — Przepraszam Kaspi, ale muszę lecieć, czekają mnie ważne sprawy związane z VCR i nagłośnieniem... chujnia szczerze mówiąc, ale nikt inny tego nie zrobi jak ja, heh. Do później, Kasper!

— Do zobaczenia, Yoorin. — Poklepałem ją po głowie, a ta z uśmiechem udała się przed siebie. Pokiwałem głową i ruszyłem do pokoju oznaczonego tabliczką ,,STAFF — JONGIN I SPÓŁKA”. Interesujące.

Wbiłem do pokoju Kaia jak mucha w lep, od razu witając się głośnym ,,Elo skurwiole!”, jak to miałem w zwyczaju.

Peszek był taki, że w środku był jedynie Jongin, Sehun, Minseok oraz Jongdae, no ale trudno.

— Kasperek! — wydarł się Kai.

Później moje policzki zostały zaatakowane i nie, nie mówię tu o całowaniu czy mizianiu. Dostałem w pysk, bo Jongin sobie ubzdurał, że ,,Długo nie byłem z nim na rybach”.

— Co robicie? — spytałem, gdy moja twarz przestała choć trochę piec. — Jak przygotowania do Meet Up'a?

— Zajebiście! Zważając, że tych dwóch kutasów nie ma. Czytaj Chanyeola i Baekhyuna — westchnął Minseok. — Oni mnie przyprawiają o depresje.

— A gdzie oni są? Może po nich pojechać?

— Bez przesady, Kaspi. Pewnie leżą gdzieś w polu nadzy i szczęśliwi... albo zupełnie odwrotnie. Ubrani i wkurwieni.

— Co?

— Co co? — spytał Jongin. — Nie wiem. Lepiej mów, co u ciebie, koleżko. Jak w studio? Poznałeś jakiegoś morsika? Bo z tego co pamiętam, to na foczki nie lecisz, hehe.

— Nie, nie poznałem, Kai, nie mam na to czasu.

— To ja, kurwa, odkładam hajsy na twój ślub, a ty w chuja lecisz — westchnął. — Chyba muszę ci pierdolnąć jeszcze raz, żebyś się opamiętał, synu marnotrawny.

— Ja to bym się cieszył na twoim miejscu, Jongin. Ty chyba nie wiesz, ile kasy trzeba wydać na zrobienie zajebistego weselicha — wtrącił się Sehun.

— Słuchaj, skurwielu — zwrócił się do blondyna. Będzie ostro jak podczas obierania ogórków z Baekiem w podstawówce, hehe. — Nie jestem takim samolubem jak Junmyeon i dla moich dzieci jestem w stanie się zadłużyć, okej? Okej. Teraz spierdalaj po Andżele do jakiegoś rybnego, ale nie przynieś znów paluszków rybnych… — mruknął. — Chyba, że z Lu Hanem preferujecie w zabawy martwą rybką.

— Jesteś chory na łeb — stwierdził Minseok, a mi zostało tylko czekać na jakiś tekścik tatusia.

NO I DŁUGO CZEKAĆ NIE MUSIAŁEM.

— Może i jestem, ale mi przynajmniej na niego Chen gołym dupskiem nie siada, heh.

— Co — odezwałem się jako pierwszy.

— Co co — powiedziała Sohyun, a chwilę później Yoorin, o mało nie wypierdalając się o plastikowe rybki leżące w progu.

— Nic. — Wzruszył ramionami Jongin, kręcąc głową i wychodząc z pokoju.

Przyszedłem tutaj po to, by porozmawiać z nim o życiu, ruchaniu i sraniu, a ten sobie poszedł w nieznane z tym swoim kapelutkiem rybaka i wędką. Oks.

— Laczki, chuju! — krzyknął za nim Xiumin, chwytając za jakieś sandały Cejrowskiego i rzucając w kierunku drzwi.

Dobrze, że Yoorin i Sohyun tam nie było, bo wziąłbym tego lacia i wytrzaskał mu nim po mordzie milion razy mocniej. Sztama sztamą, ale moich sióstr się nie bije.

— Ogarnijcie pizdy i słuchajcie, skurwole — zaczęła Han, a ja w międzyczasie podjebałem ciperka z miski.

— Do Luhana dzwonił stary Chanyeola z informacją, że już wbili na riki tiki z tym ogórasem i niedługo będą na hali.

— Jakim ogórasem? — spytałem, no bo, kurwa, co to za pseudonimy. Już ja miałem lepszy w Metinie z dziesięć lat temu.

— Siostrzeniec Chanyolo, który w nocy kisi ogóry, wkładając swoje giry do słoja z nimi.

— Co — odezwał się Sehun, wypluwając cipery.

— No co? Luhan mówił mi kiedyś, że jak byliście u Parka chyba w zeszłym roku i był tam ten mały skurwiel, to jak w nocy schodził coś zjeść, to go widział jak moczy stopy w wodzie z ogórkami — wytłumaczyła Yoorinka, a mi zrobiło się niedobrze. K U R W A. — Jeszcze mówił mi, że tak się nimi zajadałeś później, że chciałeś nawet przepis, heh.

— Ja stąd spierdalam — powiedział Minseok, po czym wstał i wyszedł z pomieszczenia, a zaraz za nim, klepiący go po pleckach Chen.

NO CÓŻ. NIKT NIE MÓWIŁ, ŻE BĘDZIE WESOŁO, HEHE.

— No i co w związku z tym? — zapytałem, chcąc jak najszybciej zmienić temat, widząc załamanego Huna.

— Czy ktoś był na jebanym biol-chemie i potrafi zrobić miksturę miłości, bo Chanbaeki są w większej separacji niż moi starzy, kiedy podjebałam ojcu pieniądze na maski uczuć do Metina i skończyło się na tym, że moja stara oskarżyła go o zdrady? — odparła Sohyun, a ja w tym momencie miałem dwa pytania.

CZY TO Z RODZICAMI SOHYUN TO NA PRAWDZIWO I CZY MÓJ BAEŚ PŁACZE PRZEZ TEGO JEBANEGO SKURWIELA, KTÓRY ROBI PRANKI, KTÓRE NAWET MNIE NIE ŚMIESZĄ?

HALO.

— To dlatego Luhan zawsze po tych ogórach wyganiał mnie, żebym umył zęby, bo inaczej nici z całowania — mruknął pod nosem Oh, a w międzyczasie do pomieszczenia wbił wspomniany chłopak.

— Po co chcecie ich na siłę łączyć?

— To nie jest na siłę Kaspi — zaprzeczyła Yoorinka. — Po prostu wiesz jak Baekhyun w niektórych kwestiach przesadza, co nie? — skinąłem. — Nie chcemy, żeby wyszło tak jak zawsze, czyli, że Baek się uweźmie i szansa na zaprzestanie jechaniu na ręcznym spierdoli mu przed nosem.

— A jesteśmy już na zajebistej drodze, ponieważ Chanyolo chce zabrać Baeka do tanga — wtrąciła się Ahn.

— Cóż… Chanyeol też musi zobaczyć, jaki jest Baekhyun i to, że z nim nie ma przelewek. Miał udawać grzecznego chłopca, bo Park Chanyeol tego chce? Bo tak będzie wygodniej? Wydaje mi się, że dla was, jak i podejrzewam u Chanyeola, najlepiej byłoby, gdyby było zero problemów i wspaniały związek, ale sądzę, że oni muszą trochę przejść i to ich do siebie zbliży, a jak nie, no to przykro mi, ale żadnego Chanbaeka nie będzie — stwierdziłem, bo bardzo dobrze pamiętam czasy Kasbaeka i tutaj się po części nie zgodzę. — Wiecie, że byłem z Baekhyunem jeszcze kilka lat temu i wiem, jaki on jest, co lubi i nie wiem, z czego był dobry, a z czego słaby. Przeszliśmy wiele i myślę, że dalej bylibyśmy razem gdyby nie mój wyjazd.

— Ziom — zaczął Sehun. — Spoko, wiedziałeś o nim wiele, on widział w tobie przyjaciela i wsparcie, ale gdyby Baekhyun aż tak ciebie kochał, to chyba wolałby napierdalać te kilkanaście miesięcy przez telefon, a nie zrywać i Sayonara Hitori, bo związki na odległość są do dupy. Mógł poczekać, mogliście się spotkać po twoim przyjeździe, a tu zero.

— Teraz się nawet do siebie nie odzywacie. Przykro mi Kaspi, ale w tym co powiedział Sehun jest jakieś ziarenko prawdy — dodał Luhan.

Wkurwiłem się, delikatnie mówiąc. Spojrzałem na Sehuna i Luhana zagryzając usta.

— Słuchajcie. Nie wiem, ile znacie Baekhyuna, podejrzewam, że długo, ale nie na tyle, by wiedzieć o nim, że nienawidzi ogórków, bo jego matka robiła z nich nawet jebany kompot, że jest wrażliwy na zimno, a także, że od zawsze miał problemy z fizyką oraz matematyką. — Do dziś pamiętam akcje z jego poprawkami i te zabawne cztery procent. — Żadne z was nie wie, ile Baekhyun przepłakał przez swoją klasę albo przez swoją pierdolniętą matkę, która jest gorsza niż Hitler. Może i znacie go dobrze, ale nie znacie go tak jak ja. Nie mamy ze sobą takiego kontaktu jak kiedyś, przyznaje, ale to nie jest wina Baekhyuna, a moja. TO JA z nim zerwałem, a nie on ze mną. A wiecie czemu? Bo nie chciałem, by się męczył w związku na odległość, bo jest najgorszy rodzaj kary dla zakochanych. Chciałem, by Baek ruszył dalej beze mnie, by o mnie zapomniał. Ale nie pozwolę na to, by był z Chanyeolem, z kimkolwiek innym, bo wy tak chcecie i przeszkadza wam to, że Baekhyun jest sam. Może mu lepiej samemu, czemu go nie spytacie? Jeśli będzie gotowy na związek, to sam zacznie coś robić, bo gdyby mu zależało na waszym Chanyeolu, to już dawno byliby razem.

— Uspokój się Kasper — powiedziała Yoorin, klepiąc mnie w ramię.

— Sami się uspokójcie, nawet nie wiecie jak wasze teksty do mnie brzmią, może tego nie widzicie, ale takie coś, jak zdanie ,,Gdyby Baekhyun aż tak ciebie kochał, to chyba wolałby napierdalać te kilkanaście miesięcy przez telefon, a nie zrywać” mnie zabolało wewnętrznie. Jeśli Baekhyun to wasz przyjaciel i go kochacie, to uszanujcie to, że na razie nie chce z nikim być, a jeśli chce, to dajcie mu do tego dojść ale samemu, a nie z waszą pomocą. Niedługo przez was on całkowicie się zrazi do związków.

— Dobra, po prostu skończmy ten temat, bo będzie nieprzyjemnie — poprosił Luhan.

— Teraz nagle chcecie go skończyć, zabawne — prychnąłem. — Ale dobrze, skończmy go, bo nie chce więcej mówić ani o sobie, ani tym bardziej o Baekhyunie i o mnie. Idę się przejść, do później. — Machnąłem do nich ręką i wstałem z krzesła, by następnie udać się w stronę wyjścia.

Takie zachowanie mnie denerwowało. Żadne z nich nie wie, jak wyglądał mój i Baekhyuna związek, nie wiedzą, co tam się działo, jak się działo i przez jaki czas się to toczyło.

Powiem jedno — mi z Baekhyunem było dobrze, a nawet lepiej niż dobrze. Baek również nie narzekał, kochał mnie. I tego się trzymajmy.

Ze spuszczoną głową ruszyłem przed siebie w kierunku wyjścia. Myślałem po drodze o tym, gdzie się wybrać. Nie miałem jakiejś wielkiej chęci przebywać na razie z Luhanem i Sehunem. Naprawdę ich lubię i szanuje, ale jednak ich słowa mnie zabolały. Oni nie wiedzą jak to jest zerwać z kimś, dla dobra kogoś innego. Bo mają siebie i są szczęśliwi razem, a ja i Baekhyun nie mieliśmy takiej okazji.

— Kasper? Kasper!

Usłyszałem przed sobą, ale nim zdążyłem podnieść głowę, coś, a raczej ktoś dosłownie na mnie wskoczył i mnie oplótł nogami w pasie jak jakaś kapucynka. Co.

Nie jestem jakimś pro elo gimnastykiem ani siłaczem, więc, hehe, jakby to powiedzieć.

Przewróciłem się do tyłu, prawdopodobnie wbijając sobie kość ogonową w jelito, kurwa.

— Kasper!

Wtedy też podniosłem wzrok na winowajcę całego tego zdarzenia i jak się okazało, BYŁ TO MÓJ BAEKHYUN.

Automatycznie go przytuliłem i tak leżeliśmy na tej podłodze dłuższy czas. Normalnie jeszcze chwila, a bym się poryczał tam przed nim.

Tak długo nie widziałem chłopaka, że to był szok. Wyrósł, jest jakiś większy, cięższy też, no i już nie maluje się tak mocno jak kiedyś.

— Boże, Baekhyun, to ty, tak długo cię nie widziałem. — Złapałem go za bioderka (hehe) i uśmiechnąłem się szeroko.

— Zmieniłeś się — skwitował. — Może sobie gdzieś pójdziemy, co?

— Chętnie, miałem taki zamiar, ale bynajmniej teraz nie będę sam — zaśmiałem się. Baekhyun wstał ze mnie, a potem sam pomógł mi wstać i wspólnie ruszyliśmy w kierunku wyjścia.

Wcześniej jednak odwróciłem się, patrząc, czy nie wypadł mi telefon, bądź portfel, jednak zamiast wspomnianych rzeczy zobaczyłem opierającego się Sehuna, który był nieźle zaskoczony. Pomachałem mu wtedy i objąłem Baekhyuna ramieniem.

Jeden-zero, dzieciaku.

— Masz ochotę iść do zoo? — spytał mnie nagle Byun, na co chętnie skinąłem głową.

— Prowadź gdzie chcesz, Bae Bae.

⋯☆★☆⋯


Razem z Baekhyunem kupiliśmy sobie bileciki do zoo i od razu ruszyliśmy na podrywy kałamarnic i surykatek.

Przez pierwsze półtorej godziny chodziliśmy między wybiegami zwierząt, rozmawiając i wspominając stare, dobre czasy oraz opowiadając sobie, co się u nas działo, kiedy nie byliśmy razem. Ogólnie zachowywaliśmy się jak para, ale nie byliśmy parą, bo byliśmy cieczą. Hehe, kumacie żarcik? No, nieważne.

— Kasper, chodźmy teraz do ptaszków! Chcę zobaczyć papużki. — Baekhyun pociągnął mnie za rękaw do ptaszarni, gdzie było tak głośno, że własnych myśli nie słyszałem.

Ale no, dla Bae wszystko.

— Ten wygląda jak Sehun. — Wskazał na jakiegoś ptaka, który wyglądał jakby chciał, a nie mógł. — O! A ten jak ty!

— Serio, Baek... Nie jestem kanarkiem.

— FREDDIE UCIEKŁ Z KLATKI! — Usłyszałem jakiś krzyk za sobą.

— Kto to Freddie?

— ŁAPCIE GO, DO CHOLERY JASNEJ!

Odwróciłem się, by ogarnąć, co się dzieje, kim jest Freddie i czy gdzieś w zasięgu jest jakieś stoisko z bułami, ale zamiast tego, oberwałem w mordę.

Z tukana.

Dosłownie z tukana.

— Freddie, kurwa!

— Ale uroczy tukanek! — pisnął Baekhyun.

Leżałem na tej ziemi jak zabity, a Baekhyun miział tego jebanego tukana, który chyba zesrał mi się na bluzkę. Nie wiem, kurwa. Wypatroszę to i usmażę na ogniu.

— Wujku Sehunie! Zobacz! Takiego samego tukana ma wujaszek Kai. Czasem sobie go nosi... Może to jego tukan?

— Co, Minsoo, co.

— Ja pierdole, weźcie to ze mnie — jęknąłem.

— Freddie ty mała suko, ile razy mam ci powtarzać, że twoja klatka to twoja klatka i nie masz jej opuszczać. Jeszcze raz uciekniesz, a wylądujesz na wybiegu tego jebanego mamuta.

Kiedy pan czyściciel klatek wziął ten szit z mojej ujebanej bluzki, mogłem odetchnąć. W KOŃCU. Oczywiście, byłem cały ujebany w tukanich gównach, hehe, NIEŚMIESZNE. Ale pan czyściciel uratował mnie i dał mi czystą bluzkę. Chyba czystą. Była to jakaś koszulka polo z logiem tego jebanego zoo, do którego mogłem nie iść, ale się zgodziłem. I była na niej plakietka ,,Wooshin”. Ale spoko, pan czyściciel powiedział, że ten koleś nie żyje od trzech lat, więc koszuleczkę sobie mogę wziąć, a później zrobić z niej szmatę czy co tam chce. Good.

— Fajna bluzeczka, mrau. — Spojrzałem na Luhana mrużąc oczy. — No co, serio jest super.

— Co wy tu robicie? — spytał Baekhyun. Thx.

— Minsoo wzięliśmy na spacerek, a jako, że chciał iść do zoo to poszliśmy do zoo. — Uśmiechnął się Sehun.

— No okej... To może chcecie się przejść z nami?

— Chętnie, przyda nam się pomoc przy tym małym ogórasie. On jest taki upierdliwy. Trzy razy chciał wskoczyć do foczek i wcale nie chodzi o dziewczyny, a te żywe foczki znad Morza Bałtyckiego.

— Co.

— No.

— Ja pierdole, dość — mruknąłem, łapiąc się za głowę. — Ogórasie... to znaczy Minsoo, chcesz iść na hot doga?

— Pewnie wujaszku!

Minsoo złapał mnie za rękę i pociągnął mnie przed siebie, w stronę wyjścia z ptaszarni. Dzięki Bogu, spierdalam z tego miejsca, szlaban na tukany do śmierci.

— Wujaszku, a pójdziemy do kotków?

— Jakich kotków?

— No tygryski, lwy, gepardy i inne takie. Nie oglądałeś „Animal Planet”, wujku?

— Nie, a co?

— Bo ja oglądałem, hehe.

— Aha, no dobrze.

— Wiesz co, wujaszku? Jak oglądałem to „Animal Planet”, to tam były lamparty, co nie? I one tam się miziały tak od tyłu, i tam było, że one się tak kochają. Ty też tak się z kimś miziasz jak one?

Że co, kurwa mać. Co on pierdoli? Kto mu daje oglądać to „Sex Planet”? Pewnie Jongin, ten spierdoleniec.

— Nie mam z kim, Minsoo.

— No właśnie ja też, to może razem to zrobimy?

J a p i e r d o l e.

— Nie, bo to musi robić chłopiec i dziewczyna.

— A wujek Lu i Sehun?

— To musisz się spytać ich. Jakiego chcesz hot doga? Z jakim sosem.

— Chce parówę i kieczupik.

Poprosiłem starszego pana o przygotowanie pięciu hot dogów; jednego z kieczupem, dwóch z musztardą i kieczupem, jednego z sosem tysiąc wysp i jednego z chili dla mnie, bo ja jestem gorący chłopak, co nie hehe.

— A mogę do tego ogórka? — spytał nagle dzieciak. — Chcę ogóra.

— Pan chyba nie ma ogórków, Minsoo.

— Ależ mam! Proszę mały, ogóreczek dla ciebie. Dziś kiszony, a jutro inny, jak to się mówi, hehe.

— Chodź Minsoo — złapałem go za rękę i odciągnąłem od tego pedofila.

— O parówy. Która moja? — spytał radośnie Luhan.

Dałem każdemu jego hot doga, po czym złapałem Minsoo za rękę i razem całą grupką ruszyliśmy w stronę wybiegów wielkich kotów.

Czuje bajlando.

Obeszliśmy lwy, gepardy, panterki i zmierzaliśmy do tygrysów, kiedy poczułem jak ktoś maca mnie po barku. Odwróciłem się i prawię dostałem zawału, bo jakaś potężna kobieta z wiadrem pełnym mięcha patrzyła na mnie żując gumę.

— Wooshin ty żyjesz? Nieważne. Bierz to i idź nakarmić Pączusia.

— Co.

— No idź, bo zamiast tego mięcha ciebie tam wrzucę.

— Kim jest Pączuś?

— No tygrys nasz, zgłupiałeś czy co. To zwolnienie lekarskie źle ci zrobiło.

— Ale ja nie jestem Wooshin, jestem Kasperek z zielonej łączki!

— Nie wkurwiaj mnie, Wooshin. Idź go nakarmić.

Ta gruba berta wzięła mnie dosłownie za ucho i pociągnęła w stronę wybiegu tej bestii.

JAPIERDOLEKURWAMAĆ.

— Hej, hej, hej! Dogadajmy się. Ja nie chce umierać. Hej!

— Nie pierdol, Pączuś to przecież twój zwierzak, nakarm go i po sprawie.

Nim zdążyłem COKOLWIEK, KURWA, powiedzieć, stawić się albo spytać, jak kto woli, zostałem wepchnięty do jebanego wybiegu pierdolonego Pączusia. Tego skurwiszona nigdzie nie było w pobliżu, więc jedyne co mi zostało to zapierdalać w puszcze, wywalić to mięcho i spierdalać od tego mordercy.

ZAJEBISTY PLAN, NIE MA CO,

Trzy, dwa, jeden, Kaspi masz minutę.

Biegłem ile sił w nogach, czując się jak Usain Bolt. Myślałem, że mu płuca dupą wylecą, ale o dziwo dobiegłem do miejsca, gdzie podobno rzucano mięcho i wywaliłem wszystko. Tego tygrysa nigdzie nie było, więc bezpiecznie mogłem się wycofać.

HAHA, KURWA, ŻARTOWAŁEM.

Dwa wielkie ślepia się na mnie patrzyły. Nie na mięcho na ziemi, NA MNIE KURWA. Ścisnąłem mocniej hot doga, przez co papierek niebezpiecznie zaszeleścił, a ten skurwiszon podniósł uszy.

Zacząłem iść powoli w tył, starając się nie zesrać na miejscu. Było ciężko, ale dałem radę.

To znaczy dałem radę do momentu opuszczenia krzaków. Później zaczęłam spierdalać, myśląc, czy moje nogi już latają czy jeszcze biegnę.

A Pączuś zaczął zapierdalać za mną, nie ma co, jogging pierwsza klasa, hehe, hihi, haha. Kurwa.

Trzymałem tego hot doga jak rasowy gej penisa swojego chłopaka, modląc się by: a) kiciuś mnie nie rozjebał, b) żebym się nie wyjebał do wody, c) żeby mój hot dog wytrzymał.

NA SZCZĘŚCIE udało mi się uciec z tej jebanej dżungli i szponów Pączusia. Alleluja, co z tego, że jestem niewierzący?

Gdy wdrapałem się po kratach (jak Spiderman) i opuściłem wybieg tego pojeba, dosłownie rzuciłem się na ziemie i zacząłem całować piach. Ludzie dookoła mnie zaczęli klaskać i gratulować tak cudownego przedstawienia. Nie ma sprawy, cała przyjemność po mojej, kurwa, stronie, hehe.

Nade mną zawisł Baekhyun wraz z Minsoo i Hunhany z parówami w ustach (oczywiście chodzi mi o hot dogi, nie o ich parówy).

— Chciał mi ujebać hot doga — szepnąłem.

— Tego spomiędzy nóg?

Ja pierdole. Ten dzieciak jest bardziej niemożliwy jak program ,,Niemożliwe".

⋯☆★☆⋯

— Wujku?

— Czego, ogórze? — spytałem już podirytowany. Te dziecko było jakieś spierdolone, ułomne i chuj wie co. Najchętniej pozatykałbym mu wszystkie otwory ogórasami. Albo cukinią i chuj.

— Kupisz mi popcorn i watę cukrową? — poprosił, a ja spojrzałem na niego miną, którą nazwałem „Potop był trzy razy większy”.

— Zjadłeś już cztery hot dogi, z kilo ogórasów, a teraz chcesz znowu wpierdalać? Czy ciebie pojebało do reszty?

— A to jakaś choroba? — zapytał przestraszony.

— Ale co?

— No te „pojebało”.

— To nie je…

— Jestem chory na pojebaństwo! — wydarł się ten mały szczyl, wyrywając się i biegnąc nie wiadomo gdzie. Chcę do domu, kurwa mać.

— Aha, co — mruknąłem, stojąc w miejscu i wpatrując się cicho w znikającego powoli z mojego pola widzenia chłopczyka. Może nie cicho, bo zaśmiałem się jak wjebał się w czyjeś jajka i wyjebał fikoła między nogami. Wracając. Szczerze, to nie wiedziałem, co mam robić. Z jednej strony to zajebiście, bo może wpierdoli go jakiś pyton, ale z drugiej to będę miał przejebane. Biegać mi się nie chciało, uwierzcie. Zostałem już dzisiaj obsrany przez tukana, następnie dostałem koszulkę jakiegoś typka, który już wpierdala robaki w ziemi, a raczej to robaki wpierdalają go, a później jakaś gruba Amy kazała mi nakarmić „Pączusia”, który najlepiej to chciałby mnie wjebać, przetrawić i wysrać.

— Kasper, gdzie jest Minsoo? — Z mojej bitwy pod Grunwaldem 2.0 w myślach wyrwał mnie zaniepokojony Han.

— Wiesz, jak to jest z dziećmi, co nie Lu-ge? Czasami są takie nieokrzesane i… nieposłuszne.

— Po prostu ci spierdolił, tak? — spytał Sehun, a kiedy przytaknąłem chłopak ucieszył się. Tak cichutko, bo nie chciał zapewne denerwować swojego męża. Wiecie, ja też bym się ucieszył, gdybym usłyszał, ze zdechło dziecko, którego stopy moczono w podawanych mi na stół ogórkach.

— Boże Święty! — Luhan złapał się za głowę i zaczął się rozglądać. — Przecież Chanyolo nas zapierdoli — dodał załamany.

— Możemy też uciec, przekimać trzy tygodnie w hotelu, a później polecicie ze mną do Japonii — zażartowałem, ale chyba coś nie wyszło, bo Luhan olał to wszystko i poszedł szukać tego skurwibąka, Sehun oczywiście poszedł za nim, a Baek tak jakoś zaczął na mnie dziwnie patrzeć. Aha. — Co?

— Nic — odpowiedział, po chwili uśmiechając się. No widzę, że nic Bae Bae. — Chodźmy poszukać tego ogóra, bo nie ukurwie.

— Dobra, Baekkie. — Chłopak delikatnie pociągnął mnie za sobą w stronę budynku, w którym miały być pytongi. Możecie się spodziewać, że byłem cały obsrany, nie dosłownie. A obsrany byłem tym faktem, że te całe pierdolone ZOO to jakiś jebany niewypał i nie zdziwiłbym się, gdyby nagle sufit się nad nami zawalił albo kotki się roztopiły, przepłynęły między bramą, a chodnikiem i zaczęły mnie gonić.

Teraz powiem wam coś zabawnego.

ZANIM DOSZLIŚMY DO TYCH PIERDOLONYCH, OBŚLIZGŁYCH GÓWIEN ZOSTALIŚMY STARANOWANI PRZEZ DUŻĄ GRUPĘ LUDZI, KRZYCZĄCYCH „UCIEKAJCIE, TAM JEST WĄŻ!!!”

Gdybym nie był po tylu przeżyciach to zapewne powiedziałbym coś w stylu „Czego wy się spodziewaliście, kurwa? Królików?”, ale teraz to nie wiem, co mam powiedzieć. Mogli pierdolnąć żywe lampki-węże albo dywan z węży. Chuj wie. To zoo to jedna wielka niewiadoma.

Baekhyun pewnym krokiem wszedł do tej całej gównianej salki z tymi struclami, OCZYWIŚCIE CIĄGNĄC MNIE ZA SOBĄ JAK SZMATĘ DO PODŁOGI.

— Sehun, Luhan! — krzyknął po chwili do przyjaciół, którzy chyba szukali szczęścia. Je-bie mnie to. Chcę stąd, kurwa, wyjść. W ogóle opuścić te pseudo zoo i napić się lemoniadki w domu. Zostawmy tego kurwia. I tak go nikt nie lubi.

— Widzieliście go gdzieś? — spytał od razu starszy.

— No chyba w piździe twojej starej. Przecież szliśmy za wami — westchnął Byun. — W ogóle, czemu te kurwy tak spierdalały stąd?

— Nie wiem — zaczął Han. — Coś jebło, a po chwili zaczęli spierdalać, nieważne. Musimy szukać Minsoo, bo jeszcze zacznie wpierdalać banansy z małpiszonami i bawić się w Tarzana.

— Nie znajdziemy go sami w takim jebitnym zoo, debile.

— To zadzwońmy po Yeola.

— Pojebało cię — zaczął Hun. — Jak się dowie to nas zapierdoli.

— No to nie wiem…

— Pójdźmy może po prostu do jakiejś ochrony czy coś w tym stylu i zgłośmy zaginięcie tego pierdolota — zaproponowałem po chwili.

— Dobry pomysł. — Uśmiechnął się Lu, który postanowił jeszcze szybko sprawdzić godzinę na telefonie. — O cholera, po szesnastej.

— Mam nadzieję, że nie zejdzie im długo, bo chcę obejrzeć moją dramę — jęknął Sehun.

— Ogarnij się — skarcił go małżonek, uderzając w łeb.

— Chodźcie. — Baekhyun wywrócił oczami i chwycił mnie znów za dłoń, a kiedy byliśmy odwróceni i chcieliśmy odejść, mając pierdoloną nadzieję, że Hunhany pójdą za nami COŚ MUSIAŁO SIĘ, KURWA, SPIERDOLIĆ. Słuchajcie. Spodziewałem się, kurwa, wyścigów węży, driftów w ich wykonaniu albo „Nakurwiam węgorza ver. Wąż”, ale nie tego, że jakiś pierdolony padalec czy chuj wie, co to było, wjebie się Hunowi w nogawę. Luhan widząc tego skurwysyna zaczął się wydzierać. Ja natomiast postanowiłem zachować się jak prawdziwy mężczyzna i zacząłem ratować mojego Bae przed wpierdoleniem przez to coś. Chwilę przed spierdoleniem z tego miejsca, usłyszałem jak coś dosłownie rozpierdala się o ścianę i zacząłem się porządnie zastanawiać, czy to Sehun jest teraz rozjebany na ścianie, czy raczej wąż. Moje wątpliwości, co do losów tej dwójki zostały szybko rozwiane, gdyż wybiegła za nami nasza ukochana parka.

— Chodźcie stąd, kurwa jego mać.

⋯☆★☆⋯

Po wielu przygodach, takich jak znalezienie zakutego w kajdany Minsoo, który podpierdalał ludziom żarcie i zapłacenie za niego, spotkanie dziadka Heechula na słoniu czy też akcji przy surykatkach, gdzie Minsoo wyłowił jedną szmatę i powiedział do Huna „Wujek Yolo mówił, że jak dwójka dorosłych jest razem i druga połówka jest bezpłodna, to załatwia się surykatkę, która rodzi mu dzieciątko. Wezmę jedną dla ciebie, wujku Sehunie.”, w końcu mogliśmy wyjść z tego pierdolonego psychola i rozdzielić się. Oczywiście Minsoo poszedł z nimi, a ja natomiast postanowiłem odprowadzić mojego Bae Bae.

Przez całą drogę śmialiśmy się, wspominając dzisiejsze wydarzenia. Mimo Pączusia, grubej berty, tukanów, węży i reszty tych gówien, naprawdę spędziłem ten dzień miło i dobrze.

Weszliśmy z Bae do klatki jego bloku. Cholera, nie byłem tu tak długo. Wciąż pamiętam, jak się napiliśmy i zaczęliśmy całować przy ścianie, a później hehe w jego pokoju hehe. WRACAJĄC.

— Kaspi, chcesz wbić na kawusie i pączusia?

— Z całym szacuneczkiem Bae Bae, ale PĄCZUSI MAM KURWA DOŚĆ NA DZIŚ I NA CAŁE ŻYCIE.

Chłopak zaśmiał się jedynie, a ja dołączyłem do niego.

Ale serio, ja wcale nie żartuje, pączków, kurwa, nie tknę do śmierci. Po śmierci też.

— Jak chcesz to w coś pogramy i zrobimy coś do jedzenia. Jak chcesz, to zrobimy babeczki albo kurczaka z serem?

— Chętnie, Bae Bae.

— O! Musimy koniecznie nagrać jakiś filmik! Albo posnapujemy!

— Jeśli tylko chcesz, chociaż... nie chce ci się wtrącać w kanał, Baek.

— Ale ja cię zapraszam, Kasper. — Uśmiechnął się ciepło i szturchnął mnie ramieniem.

Oddałem jego uśmiech i podniosłem głowę, wchodząc na półpiętro. Kiedy zakręciłem razem z Byunem zatrzymałem się na pierwszym stopniu. Czemu? Już mówię.

Chanyeol stał przed drzwiami do mieszkania Baekhyuna i siedo nich dobijał krzycząc ,,Baekhyun! Otwórz”, ,,Wiem, że tam jesteś” albo ,,Przepraszam, Baek, porozmawiajmy”. Co za łeb.

— Co ty tu robisz, Park — spytał niższy.

— Boże, Baekhyun...

— Nie brudź mi wycieraczki, chuju.

— Porozmawiamy?

— Nie mam czasu, gościa przyjmuje, sory. Mam tylko jeden talerz dodatkowy przy stole wigilijnym, nie mieścisz się.

— Baekhyun...

— Zostaw go, jeśli nie chce z tobą gadać, to znaczy że nie chce, daj spokój Baekhyunowi — wstawiłem się za chłopakiem.

Chanyeol zmierzył mnie spojrzeniem, zatrzymując wzrok na plakietce z zoo.

— Wooshin? — zaśmiał się gorzko. — Pedalskie imię. Ale pasuje do ciebie.

— Spierdalaj. Te twoje Chanyeol brzmi jak urwane z Czarnobyla — odgryzłem się. Nie chciałem być nie miły, bo nie wypada, zwłaszcza przy Bae, no ale wiecie, sytuacja mnie zmusiła.

Baekhyun lekko się nawet zaśmiał. Beka.

— Zamknij mordę mały szczylu — odezwał się. Tsa, powiedział to ktoś, kto aktualnie wygląda jak wrodzony pedofil na stażu.

— Sam zamknij mordę, Chanyeol i sobie już idź, słyszałeś? Mam gościa i będziemy zajęci, nie ma tu dla ciebie aktualnie miejsca i raczej nigdy nie będzie, więc możesz iść. Do zobaczenia jutro na hali.

Chanyeol wyraźnie chciał coś powiedzieć, jednak poddał się i odsunął od drzwi. Zszedł po schodach (po drodze trącając mnie ramieniem) i wyszedł z klatki, bo usłyszałem jak otwiera drzwi, a one później same się zamykają.

— Jak ja go nienawidzę — westchnął Byun i spojrzał na mnie smutno.

Zabolało mnie serce. Smutny Baekhyun, to naprawdę przykry widok.

Wiedziałem, że chłopak wcale go tak nie postrzega, tylko się tak broni i to było jeszcze gorsze.

⋯☆★☆⋯