niedziela, 18 września 2016

10. CIASTKA Z HASZEM I RANDKA Z CRUSHEM

B A E K H Y U N

Po wczorajszym „beforku”, czaicie żarcik, hehe. Nieważne. No to po nim, ciężko było mi i osobom, które nie piły, zwlec rano z łóżek tych imprezowiczów, ale, ale udało się i właśnie ogarniamy swoje stoiska z koszulkami, bluzami, bransoletkami oraz masą innych, fajnych rzeczy. Lepiej po prostu załatwić to teraz, niż później szukać miejsca, bo sługusy Krisa przywiozły już cały asortyment i zajmują połowę przeznaczonego do sklepików pomieszczenia.

— Gdzie jest, kurwa, ojciec? — zapytałem Jondgae, który siedział z Chanyeolem na schodach i o czymś zawzięcie z nim rozmawiał.

— Odsy… — zaczął, za co oberwał od Chanyeola. — Poszedł do sklepu po wodę, bo Sohyun chciała.

— Po jaką, kurwa, wodę, jak całe zgrzewki stoją w pokoju dla youtuberów — warknąłem, wyciągając telefon z kieszeni, chcąc jak najszybciej skontaktować się z Jonginem.

Był mi potrzebny zaraz, teraz.

— Nie wiem — odezwał się czerwonowłosy.

Pewnie was ciekawi, jakim cudem ten debil ma czerwone włosy. I NIE, SOHYUN NIE OBLAŁA GO KRWIĄ Z PIZDY. Po prostu wczoraj tak się najebali, że wysłali w miarę trzeźwego Taeyonga po czerwona farbę i go przefarbowali. Mnie też chcieli, ale nie zgodziłem się, bo zapewne skończyłbym z zielonymi włosami albo jeszcze gorszymi. Nie ufam tym spierdoleńcom.

— Ty nic nigdy nie wiesz, więc na chuj się udzielasz?

— Okres masz, czy co? — jęknął Park.

— Najwyraźniej tak — wtrącił się Chen. — Z dupy nie masz tych czerwonych włosów. Może tak naprawdę robiliście pozycję sześć na dziewięć w nocy, co Baek? Powiedz nam prawdę.

— Zacznijmy od tego, kurwa, że mam siura, więc jakim kurwa cudem mam mieć okres, Jondgae?

— Nie wiem, ja nakurwiam yaoi. Nie orientuje się w pizdeczkach. Tylko siur z siurem.

— Ja pierdole — wymamrotałem, przecierając dłonią twarz. — Wszędzie jebane debile.

— Coś się stało, że tak biegasz? — spytał Chanyeol.

Gówno.

— Nie, kurwa. Nudzi mi się, wiesz? — odparłem sarkastycznie, przykładając urządzenie do ucha.

— Zluzuj majty, Baek. Gdy się człowiek śpieszy, to się diabeł cieszy.

— Zamknij mordę, Chanyeol — warknąłem, przykładając urządzenie do ucha. — Gdzie ty kurwa jesteś, jebany debilu? — zapytałem od razu, kiedy usłyszałem ciche „Halo”.

— A no tu i tam — ziewnął, a ja już wiedziałem, gdzie ten skurwol siedzi.

— Tu i tam, czyli w kantorku obok pokoju youtuberów? — spytałem, czym prędzej udając się pod drzwi wspomnianego kantoru.

— Nie pierdol głupot. Rozkładam swój stragan.

— Jaki kurwa stragan?

— No z drożdżówkami. Trzeba ubić interes jak w szkole wycofali, co nie? — odparł radośnie, a ja myślałem, że zaraz pierdolnę płaszczkę na rozbitym szkle.

— Tylko, że są jebane wakacje, kurwa mać. Weź się ulecz do chuja.

— To, kurwa, pizda. Wpierdole ciasteczka z haszem i będzie jak w tym filmie „Szkoła na haju” — odparł, na co strzeliłem porządnego face palma.

WEŹCIE ODE MNIE TEGO PAJACA, BO SIĘ, KURWA, ZABIJĘ.

Nie rozłączając się z tym życiowym rakiem, zapukałem do drzwi kantoru, w którym jak podejrzewałem, siedział Jongin.

— Czekaj, Baekkie. Ktoś mi do biura puka – zaśmiał się, a ja włożyłem telefon do kieszeni spodni.
Po chwili przed moimi oczami ukazał się uśmiechnięty Jongin. No po tym, jak mnie zobaczył to już, kurwa, nie taki uśmiechnięty.

HEHE, KURWA.

— Kurwo — warknąłem, wyciągając go za szmaty na korytarz i zamykając pomieszczenie. — Wypierdalaj w podskokach rozkładać ten swój stragan z drożdżówami albo pożegnasz się ze swoim kutasem — rozkazałem.

— Uspokój się, synu. — Złapał mnie za ramiona i potrząsnął, wcześniej rozłączając się ze mną. — Tatke ma wszyściutko pod kontrolą.

— Od dzisiaj nie pijecie, aż do zakończenia Meet Up’a — mruknąłem, strzepując z siebie dłonie Kaia i zacząłem odchodzić w kierunku głównej hali.

Za równy tydzień odbywa się Meet Up, a ci debile postanowili poimprezować sobie w ogrodzie i upić się do jebanej nieprzytomności. Myślałem, że po akcji z BTOB dadzą sobie spokój i pójdą spać, a oni, kurwa, zaczęli jeszcze wyciągać z garażu jebanego grilla.

Zostaliśmy ambasadorami, a oni mają wszystko w chuju i bawią się w najlepsze. Chyba nie zdają sobie sprawy, że tegoroczny Meet Up to nie jakiś shit, tylko prawdopodobnie największe wydarzenie w przeciągu kilku lat, które wymaga dopracowania.

Poproszono nas o ogarnięcie wystroju hali, rozplanowanie z organizatorami czasu, zapewnienie jedzenia, picia i innych atrakcji dla gości, których będzie od chuja. Jeszcze sami na własną rękę musimy załatwiać swoje sprawy, jakimi było rozłożenie sklepiku, nagranie jakiegoś VCR, ustalenie co będziemy robić podczas show, zorganizowanie jakichś quizów, czy konkursów, w których będzie można wygrać nasze gadżety, ogarnięcie spraw z firmami, z którymi współpracujemy i masa innych rzeczy.

Tymczasem ja, Sohyun oraz Jondgae, który dojechał do nas z samego rana, byliśmy najbardziej ogarnięci i załatwialiśmy sprawy. Cała reszta albo gdzieś odsypiała, albo siedziała i zmulała. Niektórzy też zwracali śniadanie w toalecie.

— No Baekhyun… Nie gniewaj się. Przecież ogarniemy wszystko. Wrzuć na luz — powiedział, dorównując mi kroku.

— Spierdalaj.

— Musisz się wyluzować, Baekkie i ja ci to załatwię! — krzyknął radośnie, na co wywróciłem oczami.

— To wy potrzebujecie dyscypliny, Kai — rzekłem, spoglądając na niego.

— Gdybyś pił, to mówiłbyś co innego.

— Ale nie piję i daj mi już, kurwa, spokój, bo wkurwiacie mnie od samego rana. Zniknijcie mi do chuja z zasięgu wzroku i nara — odparłem, zostawiając go na korytarzu.

— Rich Bitch wraca, biedne kurwy! — Usłyszałem krzyk Junmyeona, dochodzący z hali.

Teraz to, kurwa, będzie rak.

Czym prędzej znalazłem się w ogromnym pomieszczeniu i zacząłem obserwować Krisa oraz Junmyeona, których trzeba było kontrolować, bo chuj wie, co by odjebali.

— Sklej pizde, niedorajdo — odpowiedział Kristus, który szedł zaraz za nim.

— Ochrona! Proszę zgarnąć tego cwaniaczka na dołek! — krzyknął Kim, a kilku napakowanych ziomasów zaczęło iść w jego kierunku.

— Ja pierdole — wyszeptałem, idąc w ich stronę, chcąc ogarnąć im dupy, bo to nie Dubaj, Kanton, czy chuj wie jaka wieś. — Zamknijcie się i nie róbcie niepotrzebnego hałasu — jęknąłem. — Nic się nie stało, możecie iść — dodałem w kierunku ochroniarzy, a oni kiwnęli głową i odeszli.

— Gdzie reszta? — zapytał Wu.

W dupie, kurwa, nie wiem. Rzygają jak Yoorin, ruchają się jak Hunhany albo płaczą w kącie jak Lay.
— Wczoraj sobie poimprezowali i teraz zgonują. Jedynie ja, Chen i Sohyun wszystko załatwiamy — wytłumaczyłem, prowadząc nas do miejsca, gdzie są stoiska, bo zapewne chcieliby ogarnąć co i jak. — W ogóle Suho, gdzie twoje bagaże? — spytałem, widząc, że popierdala tylko z jakąś małą torbą.

— A no zawiozłem wszystko już do Jongina.

— Ale Jongina nie ma w domu, więc jak wszedłeś?

— Zadzwoniłem po ślusarza i wkręciłem mu, że to mój dom i przyjeżdżam tu na wakacje. Uwierzył mi, hehe — odpowiedział, na co wyjebałem sobie dłonią w mordę.

Boże, czy ty to widzisz?

— Jesteś pierdolnięty — stwierdził wyższy.

No co ty nie powiesz.

— Kurwa, nogi mnie bolą — jęknął Junmyeon, zmieniając temat.

— Mnie też, ja jebie. Czemu nie można tu jeździć limuzyną?

— Te buty to jakiś żart – warknęła nasza Rich Bitch.

— Chcesz być piękny, musisz cierpieć — odparł bloger, a ja z ciekawości odwróciłem się i spojrzałem na ich obuwie, na które tak narzekali.

CO

TO

KURWA

JEST.

Czy oni do chuja pana mają pozłacane buty? Czy oni, kurwa, mają złoty znaczek adidasa, złote aglety i złote paski. Co.

— Co wy odje… — Nie mogłem dokończyć, bo ktoś mi przerwał.

— To jest napad na bank, wszyscy do góry ręce, do góry ręce jak na naszym koncercie!

— Gotta find the Eldorado!

— Kurwa, Pyo, zjebałeś — fuknął Zico. — Gitara siema! — Pomachał do nas, a ja odmachałem i kontynuowałem chód.

— Rampampam! — wydarł się Taeil.

Ja pierdole.

— Chodźmy stąd, bo me uszy złociste mają dość — mruknął Myeon, a ja przytaknąłem i po chwili znaleźliśmy się w sali, w której ta dwójka musiała ogarnąć swój sklep.

— Siema! — przywitał nas Taeyong, którego szczerze, to od przyjazdu na halę nie widziałem.

— No elo. — Młodszy zbił sztamę z Rich Bitch oraz Krisem i dołączył do naszego szeregu.
— Gdzie jest reszta?

— Chanyeol poszedł do Coca Coli pozałatwiać jakieś sprawy, Yoorin, Yixing i Hunhany siedzą w pokoju dla youtuberów i omawiają show. — O jednak się nie ruchaja, nie płakusiają i nie rzygają, niesamowite. — Jongin pojechał do domu coś też pozałatwiać i będzie za kilka godzin, Sohyun poszła pogadać z Twice, Kyungsoo pojechał do sklepu, Jondgae i Xiumin pojechali nam do McDonalda i KFC po żarcie… i tyle.

— W porządku. — Uśmiechnąłem się delikatnie.

W końcu zaczęli coś robić. Pewnie Jongin zagroził im, że zrobi im z dupy jesień średniowiecza, jeśli się nie ruszą. I dobrze, tylko po chuj on pojechał do domu?

Dobra, nieważne. Kurwi mnie to.

— Ja spierdalam montować filmik dla Bloczków, nara – pożegnałem się szybko i odszedłem, zostawiając biednego Taeyonga w towarzystwie tych baranów.

Sori Tae Bae.

⋯☆★☆⋯

Minęło może sześć godzin, od kiedy dorwałem się od laptopa, na którym montowałem filmik dla moich ziombali. Oczywiście nie montowałem tego sześć godzin. Zajęło mi to jakieś trzy, a pozostałe trzy nakurwiałem w Icy Tower, bo czemu nie? Zagrałem też w Winx, Barbie i przebieranki, ale nieważne. Nawet jestem po kilku operacjach, które oczywiście się powiodły. Doktor Byun to najlepszy lekarz na dzielni, hehe. 

No dobra, blefuję. Nakurwiałem w MovieStarPlanet. Nie moja wina, że to taka zajebista gra. Lepsza od Stardoll. Mówię wam.

Koniec końców, wybiła szesnasta, więc filmik, który rendował się przez ten czas, kiedy grałem, został opublikowany. Szybko skopiowałem link do filmiku i zacząłem wklejać z podpisem na ich Fanpage, Twittera, Weibo i inne portale.

Czując jak moje oczy zaczynają mnie napierdalać, zamknąłem laptopa i wstałem z fotela, by następnie rzucić się na kanapę i przymknąć powieki.

Kiedy powoli zacząłem zasypiać, do pomieszczenia wpadł Jongin.

— Zbieraj się, mały szczawiu. Musisz gdzieś iść — powiedział, odkładając talerz z ciasteczkami na stolik znajdujący się przede mną.

— Jezu, nie chce mi się. Dopiero się położyłem, chcę spać — jęknąłem, sięgając po słodycz, jednak dostałem po łapkach.

— Nie jedz tego, Baek. Nie możesz tego jeść, rozumiesz? To nie jest dla ciebie.

— W porządku. — Westchnąłem, powoli podnosząc się. — Gdzie mam iść?

— Pójdziesz sobie na kebaba, okej? — zapytał, a na moją twarz wdarł się uśmiech.

Tak, kurwa. Kebab.

Wezmę jeszcze pizzę. Jonginnie, ty to masz łeb.

— Tak, tak, tak! — krzyknąłem, siadając na dupie.

— Wyjdź za dziesięć minut przed halę — powiadomił mnie i wyszedł. — I nie żryj tych ciastek, błagam — dodał wychylając łeb zza drzwi.

— No spoko, Jongin. — Uśmiechnąłem się i wstałem, by następnie podejść do drzwi, ogarnąć, czy odszedł i zamknąć się od środka.

— Chodźcie do tatusia, hehe – zaśmiałem się, skradając się do ciastek.

Nie pierdoląc się, wziąłem cały talerz, po czym usadziłem z powrotem tyłek na kanapie. Spojrzałem jeszcze szybko na zegarek i zacząłem ucztę.

Piętnaście po, mam wyjść, więc spoko loko, opierdolę to wszystko. Tatke wybaczy, a jak nie to mu powiem, że to za to, że się tak napierdolił z resztą.

Ciasteczka znikały jedne po drugim, aż w końcu pusty talerz (na którym nawet nie zostało ani okrucha) odstawiłem na stoliczek. Jeszcze raz zerknąłem na zegar w telefonie i przeżuwając ostatnie ciastko, wyszedłem z pomieszczenia, wcześniej otwierając drzwi zamknięte na klucz.

Czułem się zajebiście dobrze. Nie wiedziałem, że Jongin potrafi zdziałać takie cuda.

Trochę mnie mdliło i delikatnie szumiało we łbie, ale to pewnie przez ilość, jaką zdążyłem w siebie wepchnąć, w ciągu tych kilkunastu minut. Nieważne.

Wyszedłem z budynku, przed którym stał Chanyeol i ten czarny kutas.

— No elo — powitałem ich, kiedy znalazłem się tuż przy nich.

— O, już jesteś – odezwał się Kim. — Chanyeol z tobą pójdzie, bo… też jest głodny.

— Lol, Yeol, ty masz czerwone włosy – zachwyciłem się, po czym podszedłem do niego i zacząłem go po nich macać.

— Przecież już je widziałeś. O co ci chodzi?

— A no faktycznie. Sory. — Odsunąłem się od niego. — Idziemy? Jestem głodny, ojebałbym pizze i kurczaka. Kebsa też, ale to później.

— No idźcie. Później do was zadzwonię — zaśmiał się Jongin, a kiedy zniknął nam z pola widzenia, chłopak odezwał się.

— Co tam, Baek?

— Chujowo. Chcę spać, a wy mnie wyciągacie. Owszem, jestem głodny i zjadłbym coś, ale mogliśmy już to zamówić tam. — Westchnąłem, czując się taki… wyruchany przez życie.

— Oj, nie marudź. A co ja mam powiedzieć po takiej nocce? — Uśmiechnął się pocieszająco, szturchając mnie delikatnie.

— Kurwa… — mruknąłem.

— Co?

— Chyba zaraz się porzygam — jęknąłem, czując jak ciasteczka odkurwiają wyścig, kto pierwszy wyjdzie na wolność.

— Może zjadłeś coś nieświeżego, co?

— Jadłem tylko ciasteczka od Jongina, wiesz… Kradzione lepiej smakują, hehe — zaśmiałem się, masując dłonią brzuch.

— Od Jongina… Nie dziwie się. Pewnie wpadł tam mu jakiś łoniacz — parsknął śmiechem, a ja zatrzymałem się i jeszcze bardziej się podniosło. — Kurwa, sory.

— W porządku — odpowiedziałem i wznowiłem chód.

— Na pewno chcesz iść jeść? — upewnił się, spoglądając na mnie.

— Tak. Chce mi się rzygać, ale jestem głodny. To pewnie przez to, że siedziałem nieprzerwanie sześć godzin przed kompem. Jedynie to tam na chwilkę do toalety wyszedłem. Zaraz mi przejdzie, spokojnie. — Uśmiechnąłem się, co on szybko odwzajemnił. — Chodźmy gdzieś na chwilę usiąść — dodałem, a on skinął głową.

W miarę szybko znaleźliśmy pustą ławeczkę, znajdującą się przed niedużym stawem.

Okolica hali była piękna. Było tu pełno zieleni i pięknie śpiewających ptaków, a kiedy zbliżał się wieczór, można było podziwiać zapierający dech w piersi zachód słońca. Wydaje się to dziwne, że taki budynek znajduje się w tak z pozoru cichym miejscu. Przez głowę nawet przebiegło mi wspomnienie ze szkoły, kiedy to robiliśmy grilla w zakończenie roku.

Niesamowite.

— Ziemia do Baekhyuna. — Usłyszałem Parka.

Otrząsnąłem się i spojrzałem na niego pytająco.

— Pytałem się, czy chcesz pój… — Chłopak nie zdążył dokończyć, ponieważ przerwał mu dźwięk wydobywający się z jego telefonu. — Cholera… — mruknął i szybko odebrał. — Tak Jongin? Jezu nie, spierdalaj… No pojebało cię chyba. W takim ubraniu? Nie pierdol… Kurwa, weź sko…

Przestałem słuchać rozmowy, kiedy zakręciło mi się porządnie we łbie. Ja pierdole, co się dzieje. Czy ja umieram?

— Ja pierdole — wyszeptałem, łapiąc się za głowę.

Miałem ochotę zrzygać się, odciąć kończyny, wsadzić dynamit w łeb i… Kurwa, po prostu umrzeć.

Chryste.

Staw wirował mi przed oczami jak swirly wersje moich filmików, a ja nie wiedziałem, co się dzieje. Kosmici mnie porywają, czy o chuj chodzi?

Pomocy, jaka vixa.

Po około minucie wszystko ustąpiło i obraz przede mną był nor…

— Kurwa, Squirtle! — krzyknąłem, widząc małego żółwika na wodzie.

— Co — zdziwił się Chanyeol.

Wziąłem od niego Pokeballa, którego trzymał w dłoni, przy uchu i szybko rzuciłem, by mały cwaniaczek przypadkiem mi nie spierdolił.

A to ci, żółwiczek, hehe.

— Złap się, złap się, złap się – powtarzałem sobie pod nosem, obserwując, jak czerwono biała kulka rusza się w lewo i prawo.

— Co ty pierdolisz! Baekhyun, dlaczego wyjebałeś mój telefon do stawu?! — krzyknął, a ja oderwałem wzrok ze stawu i spojrzałem na niego.

— O chuj ci chodzi? Łapię pokemona — fuknąłem, marszcząc czoło.

— Moim telefonem, tak?! Weź, kurwa, masz jakieś schizy, Baek, ulecz się!

— No przecież tam je… — przerwałem, kiedy odwróciłem wzrok w stronę wody, gdzie rzuciłem Pokeballa, w celu złapania Squirtle’a.

— No gdzie? — zapytał, a ja zamknąłem usta. — Na pewno dobrze się czujesz? Wyjebałeś mi, kurwa, telefon, w którym było wszyściutko.

— No Jezu… przepraszam. Naprawdę nie chciałem – odpowiedziałem ze skruchą.

Ale przecież tam był pokemon! Nie ubzdurałem sobie tego…

— Nie chciałem… — prychnął, wkładając dłonie do kieszeni spodni.

— Nie gniewaj się, Channie – wyszeptałem, przysuwając się do niego i próbując utrzymać z nim kontakt wzrokowy, co było trudne, bo od razu odwracał głowę w inną stronę. — Nie bądź jak dzieciak, Yeollie — dodałem smutno.

W końcu odpuściłem sobie i odsunąłem się od niego, by następnie wziąć swój telefon, zamachnąć się, i wyjebać go do wody.

Co ja zrobiłem, co.

— Dlaczego to zrobiłeś? — odezwał się.

— Nie wiem — wyszeptałem. — Idę po swój telefon. Przyniosę też twój — dodałem i zacząłem iść przed siebie.

Oddawaj mi telefon, Posejdon.

— Kurwa, Baek! — krzyknął Chanyeol, a po chwili poczułem, jak ląduje na ziemi. — Co ty odpierdalasz?

— No jak to co? Idę ci po telefon, bo ci smutno i jesteś zły — skłamałem.

Tak naprawdę do chciałem wziąć tylko swój, a później powiedzieć mu, że nie widziałem jego telefonu i Posejdon go chyba wziął. Czy coś. Nie wiem już sam.

— Mam ochotę ci przypierdolić — warknął.

— To mi przyjeb, może mi przejdzie, hehe — zaśmiałem się, widząc jak wyższemu wyrastają rogi. — O ty śmieszku. Mój demonie, mrrr. W łóżku też taki ostry jesteś? Włożysz we mnie swoje widły, hehe?

— Jakie widły? — spytał, pomagając mi wstać. — Proszę, ogarnij się, Baekkie. – Westchnął zrezygnowany.

— No dobrze, mój demonku — zamruczałem, śmiejąc się. — Mam dla ciebie zagadkę, tak na rozluźnienie, hehe.

— No?

— Co się zaczyna się na „K” i kończy na „K”.

— No nie wiem… kruk?

— Nie, bo „K” — odpowiedziałem, na co ten parsknął śmiechem.

— Jesteś chory.

— Jestem twoim chłopakiem, Channie.

— Nie jesteś moim chłopakiem, Baek.

— Ale wczoraj mówiłeś, że chciałbyś mnie zaruchać. To już coś znaczy, kochanie! — rzekłem radośnie.

— Byłem pijany…

— Człowiek pijany, zawsze mówi prawdę. Pijane ciało, trzeźwy umysł, czy jak to tam było.
— Nie w moim wypadku — wymamrotał. — Jongin powiedział, że zarezerwował nam miejsce w jakiejś restauracji na osiemnastą. Zdążył mi powiedzieć, że bardzo lubi chodzić do niej z Kyungsoo. Wiesz może, która to?

— Kurwa… Nie idę do żadnej restauracji, spierda…

— H-hej Chanyeol, hej Baekhyun. — Usłyszałem głos jakiejś dziewczyny, która jąkała się co sekundę.

— Eee, hej? — powiedział niepewnie Yeol.

— No cześć, szpulencjo – zamruczałem w kierunku niższej ode mnie dziewczyny. Pewnie z podstawówki, bo coś płaska, ale co tam. — Mam do ciebie prośbę, taką tyci, tyci — dodałem, a ona skinęła głową, bym kontynuował. — Mogę zadzwonić z twojego telefonu do przyjaciela?

Dziewczyna ochoczo pokiwała głową i podała mi urządzenie. Szybko wpisałem ciąg cyfr i nacisnąłem na zieloną słuchawkę, oddalając się trochę od tamtej dwójki.

— Tak? — Usłyszałem głos Chińczyka.

— Siema Yixing, mam sprawę. Weź sobie Yoorin na osiemnastą do restauracji „Exoplanet” na Kim Jongina. Nie ma za co. Miłej randki, nara śmieciu. — Rozłączyłem się z chłopakiem i wróciłem do Chanyeola i tej małej kurwy.

Wykasowałem numer chłopaka, po czym oddałem jej własność uśmiechając się szeroko i dziękując.
Zrobiliśmy sobie jeszcze wspólne zdjęcie i pożegnaliśmy się z fanką.

I dobrze, niech spierdala, a nie psuje mi randkę, hehe.

— To idziemy na pizze, co?

— A co z restauracją, po co dzwoniłeś do kogoś?

— No, dzwoniłem do Yixinga, żeby poszedł sobie z Yoorin. Spokojnie. Chodźmy na pizzę i tyle. — Uśmiechnąłem się do niego.

— Jesteś głupi.

— Też cie kocham, Channie — odpowiedziałem, wskakując na jakiś murek. — Łipipipuł.

— Co ty robisz? — parsknął śmiechem.

— Gram w Icy… — przerwałem znów mówiąc „łipipipuł” — Tower… Łipipipuł.

Czerwonowłosy tylko się zaśmiał, idąc blisko mnie, by mnie asekurować. To, że się wypierdolę było bardzo możliwe. Nawet bardziej niż bardzo.

Po około dwudziestu minutach, w końcu byliśmy w pizzeri, gdzie właśnie zastanawialiśmy się, co zamówić.

— Biorę średnią z kurczakiem i elo — odezwałem się, po krótkim zastanowieniu.

— Ja wezmę też średnią, ale hawajską — odpowiedział, odkładając na bok menu. — Chcesz coś jeszcze?

— Tak pięć sosów czosnkowych, colę i sok pomarańczowy. Najlepiej jeszcze jakbyś załatwił mi gumy, ale te do żucia, bo nie chcę, żeby mi kurwiło później z mordy.

— Okej. Ale nie rzygaj mi później – zaśmiał się i poszedł złożyć zamówienie.

Kochany Channie Srannie.

⋯☆★☆⋯

Po godzinie nasza pizza została zjedzona, a my radośni wyszliśmy z pizzerni i udaliśmy się po jakiś deserek. Hehe. A następnie wraz z Chanyeolem poszliśmy do parku, trzymając w dłoniach swoje maczety.

Kurwa. Jakie maczety. Lody. Trzymaliśmy w dłoniach swoje lody. 

Znaczy kurwa, nie, że swoje penisy, ale prawdziwe lody. Takie do jedzenia.

Ja pierdole. Nieważne.

— Baekhyun? Dobrze się czujesz? — Usłyszałem zatroskany głos Parka.

Zajebiście.

Prócz faktu, że chce mi się płakać, rzygać i rzucić w kaktusy, by się w nich wytarzać.

Ale jest zajebiście.

— Nie. Jest mi niedobrze, Channie. Brzuszek mnie boli.

— Chcesz, bym ci go pomasował? — spytał, a mi coś jebło w brzuchu.

Ale on jest kochany.

— Chcę. Naprawdę mnie boli, nawet nie mogę zjeść tego loda. Źle się czuje, bardzo źle…

Nim się obejrzałem, Chanyeol zabrał ode mnie słodycz i wywalił do pobliskiego śmietnika. Później wrócił się do mnie i chwycił za nadgarstek, by po chwili pociągnąć mnie w kierunku drewnianej ławki, znajdującej się przed nami.

Chanyeol usiadł sobie na niej, a następnie poklepał miejsce obok siebie, bym i ja się od niego przysiadł.

— Połóż się — polecił, a mnie ogarnęły takie feelsy, że chwilami byłem pewny, że mi łzy polecą i zacznę się po liściach turlać. — Lepszy byłby ciepły okład, ale takiego nie mamy, mam nadzieję, że to masowanie chodź troszkę ci pomoże, Baekkie.

Skinąłem głową, płacząc w myślach do tego, że „Baekkie” w jego ustach brzmi tak pięknie.
Położyłem się na kolanach Parka, a następnie spojrzałem na jego twarz z dołu. Chłopak ze skupieniem podniósł mi koszulkę, a później położył dłoń na moim brzuszku.

— Jesteś przystojny, Chanyeol — szepnąłem, bardziej do siebie, niż do niego.

Aczkolwiek, chłopak chyba to usłyszał, bo uśmiechnął się delikatnie. Moje policzki na pewno przybrały w momencie koloru soczystego pomidorka. No ale nic na to nie poradzę. Chanyeol był naprawdę pięknym człowiekiem.

I nie tylko z wyglądu. Miał cudowny charakter, świetna osobowość. Był troskliwy i zabawny. Miał dużo wad to prawda. Był zazdrosny, chwilami niemiły, wredny, ale jednak górowały w nim dobre cechy jak szczerość, chęć obrony drugiego człowieka, własna pomoc i wiele miłości, którą dawał bliskim sobie osobą. Był naprawdę pogodny i uroczy.

Park jest świetnym chłopakiem i pomimo tego, że znamy się niecałe trzy tygodnie, naprawdę się do niego zbliżyłem.

Te wszystkie „randki” z kebsami, nagrywanie filmików, pierwszy wspólny stream, spanie w jednym łóżku, nawet to, że przeze mnie mu stanął. A teraz chwila, gdzie mizia mój brzuszek, który już przestał mnie boleć, ale jest mi tak przyjemnie, że przecież nie powiem mu, że już może przestać. Jest mi tak miło i czuje się tak świetnie, że przetrzymam go jeszcze chwilę, bo wątpię, by w najbliższym czasie znów przydarzyła się taka okazja, gdzie Park Chanyeol masuje mi obolały brzuszek i uśmiecha się tak pięknie, że skręca mnie w żołądku.

— Chanyeoool — przeciągnąłem, podnosząc rękę i podstawiając swój palec pod jego nos. — Palec też mnie boli bardzo. — Wygiąłem usta w podkówkę, a następnie usłyszałem, jak chłopak parska śmiechem.

— Też mam go pomasować?

— Nie-e. Musisz go pocałować, Chanyeol!

— I to wyleczy twój palec?

— Na pewno, Yeol. Ale musisz go pocałować, bardzo, bardzo mocno i z uczuciem — powiedziałem poważnie, nie żartując sobie. — Naprawdę mnie boli ten palec, Channie. Musisz go pocałować.
Widziałem jak chłopak wywraca oczami, a następnie dotyka ustami mojego palca i cmoka w niego mocno.

To naprawdę kochane, że Chanyeol mnie tak leczy. Uwielbiam tego człowieka. Jest tak troskliwy i w ogóle. Ahh!

— Już lepiej? — spytał, a ja pokiwałem głową. Nadal czułem, jak ręka Parka sunie po moim brzuchu, więc przymknąłem oczy, rozkoszując się tym cudownym dotykiem i momentem.

— Channieee…

— Słucham, Baek?

— Wiesz co? Znów mnie coś boli.

— Co?

— Bolą mnie usta — przyznałem. — Zimno mi w nie i bardzo mnie bolą.

Chłopak zaciął się na chwilę i spojrzał w niebo, a ja razem z nim.

Nic nie widziałem w nim ciekawego, więc zacząłem kontynuować.

— Naprawdę, Chanyeol. Bardzo mnie to boli. I jest jeszcze tak zimno… Chcesz mi jakoś pomóc?

— To znaczy?

— No tak jak z palcem. Musisz pocałować moje usta, by już nie bolały, wiesz? Nikt inny nie umie tak leczyć jak Park Chanyeol.

— Nie mogę cię pocałować, Baekhyun.

— Dlaczego? Chcesz, bym już na zawsze był chory i żeby usta mnie bolały? Co z ciebie za osoba, Chanyeol?

— Nie mogę cię pocałować, bo nie jesteś moim chłopakiem, Baek. — Westchnął głośno.

— Więc… bądź nim przez chwilę, Park. Chcesz zostać moim chłopakiem na kilka minut?

— To nie jest takie łatwe, Baek, przecież wiesz kim jes…

— Po prostu mnie pocałuj, Chanyeol — podniosłem głos, co zdziwiło nie tylko chłopaka, ale i mnie samego.

No i chłopak zrobił to.

Nasze usta spotkały się w połowie drogi, gdy ja się lekko podniosłem, a on schylił.

Pocałunek nie był jakiś majestatyczny. Był delikatny i prosty.

Złapałem go wtedy za kark i przyciągnąłem do siebie jeszcze bliżej, by poczuć smak jego ust dokładniej, niż kiedykolwiek. Chłopak uśmiechnął się momentalnie, a ja odpowiedziałem mu tym samym, dalej muskając jego wargi.

Były ciepłe, znacznie większe od moich. A kiedy jego dłoń opuściła moją koszulkę i znalazła się na moim policzku, przez ułamek sekundy pomyślałem sobie, że Chanyeol naprawdę dobrze całuje i powinien całować mnie znacznie częściej.

To nie był mój pierwszy pocałunek, jednak pocałunek z Chanyeolem znacznie się różnił od innych. Był delikatny i spokojny. Naprawdę mi się to spodobało.

Kiedy czerwonowłosy się ode mnie odsunął, nasze twarze rozpromieniły się delikatnie.

— Już lepiej?

— Tak — skinąłem. — Dziękuje, że mogłeś byś moim chłopakiem na te kilka chwil.

Po chwili usłyszałem jego odpowiedź o treści „Ja również dziękuje”, jednak polemizowałbym. Być może, mi się przesłyszało.

⋯☆★☆⋯

Chanyeol zabrał mnie na spacer po parku. Mój ból brzucha minął całkowicie, więc chętnie się zgodziłem.

Chodziliśmy między wielkimi drzewami, a słońce zachodziło coraz bardziej. Nim zdążyliśmy zareagować, z godziny osiemnastej zrobiła się dwudziesta pierwsza.

Czas minął nam naprawdę szybko.

Rozmawialiśmy o wszystkim. O nas, o naszych rodzinach, przyjaciołach, nawet o tym czego nie lubimy jeść albo pić. Ta rozmowa była zupełnie inna niż poprzednie. Wcześniej były one zabawne, czasem wredne, głupie i bezsensowne. Teraz naprawdę zaczęliśmy się poznawać. Odkrywać co kto lubi, kto czego słucha, jaki jest ulubiony kolor, aktor, kwiat drugiej osoby.

— Hej, Chanyeol.

— Hm?

— Mogę ci coś powiedzieć? Ale nie mów tego nikomu, dobrze?

— Dobra — zaśmiał się pod nosem.

Zebrałem się w sobie (co zajęło mi jakieś dwie minuty), a następnie spojrzałem na chłopaka, który sam patrzył na swoje buty i kopał jakiś mały kamyk.

— Zakochałem się. — Chanyeol zatrzymał się w półkroku i przeniósł swój wzrok na mnie. — To znaczy… chyba się zakochałem. — Wzruszyłem ramionami. — Nie wiem w sumie. Tylko raz w życiu byłem zakochany. Ale to nie trwało długo. Może kilka tygodni. A teraz… czuje się tak jak kiedyś, ale znacznie lepiej. Myślisz, że to właśnie zakochanie?

— Tak, chyba tak.

— A ty?

— Ja co?

— Jesteś zakochany w kimś? Teraz, w tym momencie?

— Nie wiem, to trudne do zdefiniowania, Baek. Nie byłem zakochany od kiedy zerwałem z Jinwanem. Chociaż… nawet nie nazwę naszego byłego związku stanem zakochania. Nie byłem w nim jakoś szczerze zauroczony. Może po prostu, było to spowodowane nowym doświadczeniem bycia z chłopakiem?

— Czyli nie kochałeś go?

— Nie. Raczej nie. Nie umiem okazywać zbytnio uczuć.

— Umiesz, nie kłam. — Uderzyłem go w ramię. — Jesteś naprawdę dobrym chłopakiem i materiałem na chłopaka. Uwierz w to, Channie.

— Po czym to wnioskujesz?

— Jesteś naprawdę silny, to cecha która się przydaje. Zobacz na przykład na mnie; ja nie mam mięśni, więc ktoś taki jak ty przydałby mi się, by na przykład otwierać mi słoiki z Nutellą. — Uśmiechnąłem się. — Jesteś wysoki, to też dobre. Znów spójrz na mnie. Ja jestem niski. Inne dziewczyny albo chłopcy również nie mają wysokiego wzrostu. A ty? Ty sięgniesz wszędzie.

— Ale to tylko wygląd.

— Jesteś też bardzo odważny i opiekuńczy — kontynuowałem. — Przypominam akcje z twoja siostrą, gdy uciekaliśmy. No i dzisiejszy dzień też. Wymasowałeś mi brzuszek, to było bardzo miłe, wiesz?

— Och.

— Jesteś zabawny. Zabawni ludzie, to fajni ludzie, Chanyeol. Masz też ładny uśmiech, cały jesteś ładny i przystojny. Masz super głos. Jesteś pomocny. Jesteś przyjacielski i uroczy! Naprawdę w to uwierz, Park. Ludzie się o ciebie przecież biją. Masz tylu fanów i fanek. Oni cię kochają. To samo tyczy się twoich przyjaciół i rodziny. Oni powiedzieliby dokładnie to samo, co ja.

— To miłe, dzięki Bae bae.

„Bae bae”.

Hafuvhjkvbgs.

Popłakałem się wewnętrznie.

— Mówię, jak jest, Chan.

Chłopak jeszcze raz się uśmiechnął, a mnie przeszedł dreszcz w momencie, gdy zrobiło się nieco zimniej, przez nagły podmuch wiatru, który uderzył we mnie.

— Masz, Baek. Jest zimno, przeziębisz się. — Wyższy podał mi swoją bluzę, którą chętnie na siebie zarzuciłem. — Jest prawie dwudziesta druga, może wróćmy już do twojego domu, co?

— Dobra. — Wzruszyłem ramionami.

Przeszliśmy lekki kawałek w ciszy, ale musiałem ją przerwać. Nie lubię tego, że kiedy z kimś idę, jest cicho i niezręcznie.

— Wiesz w kim jestem zakochany? — zapytałem, zaciskając dłonie w pięści, w kieszeniach bluzy Parka.

— Nie wiem, możesz powiedzieć — zaśmiał się pod nosem. — To ktoś kogo znam?

— To ty — strzeliłem prosto z mostu.

No bo, co się będę ociągać? Podoba mi się ten chłopak. To już tajemnicą nie jest. Lubię jego wszystko, począwszy od charakteru, kończąc na głosie i włosach.

Ciekawe jak bardzo zjebałem sobie (i Chanyeolowi przy okazji) życie. Heh.

— Zaskoczyłeś mnie — powiedział po kilku, dłuższych chwilach.

— Ja siebie też.

— No… więc… co teraz?

— Teraz mnie pocałujesz, tak jak wcześniej. — Uśmiechnąłem się stając w miejscu. — No dalej. — Uniosłem się na palcach, robiąc dzióbek z ust.

— Baek…

— Proszę, ostatni raz. — Poniosłem palec do góry. Ten sam, który wcześniej był ucałowany przez Parka. — Naprawdę cię lubię, Channie. Nie odtrącaj mnie…

Nawet nie zdążyłem dodać, że naprawdę mi na nim zależy, a Chanyeol sam zbliżył się do mnie i ucałował moje usta, po chwili zagryzając moją wargę.

MOŻE SKOŃCZY SIĘ JAZDA NA RĘCZNYM, EOEO.

Kocham swoje życie.

— Park Chanyeol, ty skurwisynie!

— ...Ja pierdole! — wydarłem się, gdy Chanyeol odsunął się ode mnie, przy okazji WYRYWAJĄC MI POŁOWĘ UST, KURWA MAĆ.

W oczach stanęły mi realne łzy. Chanyeol naprawdę przegryzł mi usta. Kurwa jego mać. Krew mi zaczęła płynąć z wargi, przez co zmuszony byłem splunąć na ziemię.

Zrobiło mi się jeszcze bardziej niedobrze, niż wcześniej, przed masowaniem przez Parka mojego brzuszka.

— Co ty odpierdalasz z moim chłopakiem?

Przede mną pojawił się ten kutafon — Jinwan. Ja-pier-do-le. Odkupujesz mi usta i ten pocałunek. Było tak pięknie.

Chce płakać.

Chłopak złapał mnie za bluzę i przyciągnął do siebie.

— Kurwa, ziomek. Co mi do sypialni wchodzisz? — spytałem jak najbardziej poważnie. To było, kurwa, niemoralne. Co to ma być?

— Nie dotykaj go. — Do rozmowy dołączył się mój rycerz, Chanyeol.

Za to go kocham. Mówiłem, że jest bardzo odważny i troskliwy?

Tak? To powtórzę jeszcze raz.

— Ty go nie dotykaj, to mała kurwa jest, nie widzisz? — Czy on mnie, kurwa, obraził?

— Nie obrażaj Baekhyuna, Jinwan. I wracaj do domu, do Orleanu.

— Nie. Przyleciałem tu specjalnie dla ciebie, by odbudować nasz związek, tęsknie za tobą, Yeollie.

— Nie nazywaj mnie tak, cholera jasna… Nie przeszkadzaj mi i Baekhyunowi w randce.

Lol, co.

Jednak mnie kocha. 

Chce się naprawdę popłakać.

— Jesteście razem? — spytał zaskoczony.

— Ta? Nie widzisz? — wyrwałem się. — Przerwałeś nam pewne rzeczy. Całowaliśmy się.

— Całowaliście? — prychnął.

— To chyba robią normalni ludzie w związku, co nie? Całują, trzymają za ręce, kochają się w łóżku, do którego mieliśmy zamiar iść, ale nam niegrzecznie przerwałeś. — Uśmiechnąłem się szeroko, łapiąc Parka za jego wielka dłoń.

— Zaraz nie będziesz taki piękny, chuju mały.

— Przynajmniej jak mi przypierdolisz, to mogę powiedzieć, że byłem. Ty nawet tego nie możesz powiedzieć, gdybym ci przyjebał.

Chłopak podniósł rękę z zamiarem zapewne uderzenia mnie, jednak Channie (jak zawsze) mnie nie zawiódł i wstawił się za mną, łapiąc w locie i przytrzymując jego dłoń.

— Idź stąd, Jinwan.

Ten cały Jinwan ma chyba zaniki słuchu i mózgu, bo zbył Chanyeola i po prostu… przyjebał mu z pięści w lewy policzek. Park aż się zatoczył, a następnie puścił jego dłoń i odepchnął go, przy okazji puszczając moją rękę.

Aby bronić mojego chłopaka, stanąłem przed nim, szybko badając stan jego twarzy.

To był w sumie błąd.

Bo następna osobą, która oberwała od tego skurwisyna, byłem ja sam. A jako, że Jinwan słaby nie był i dostałem w nos, upadłem na ziemie i po prostu miałem chwilowy zanik. Słyszałem jeszcze krzyk jakiejś dziewczyny, głos Chanyeola oraz kłótnie Jinwana z jakimś innym chłopakiem.

A później odpłynąłem całkowicie.

⋯☆★☆⋯

Obudziłem się, czując ogromny ból głowy i nie tylko. Napierdalała mnie cała twarz, a najbardziej nos. 

Automatycznie dotknąłem go i prawie zemdlałem czując na mordzie bandaż. Teraz już serio nic nie rozumiałem. Co się stało, kurwa mać.

Sięgnąłem po butelkę z wodą i od razu za jednym zamachem wypiłem połowę jej zawartości. Żeby nie było, była to ta mała woda. Nie dwulitrowa. Jeszcze by mnie wyjebało w kosmos.

Po kilku minutach ktoś wszedł do mojego pokoju. I jak się okazało był to Jongdae z jakimś okładem.

— O, wstałeś. Jak się czujesz, Baek? — spytał na wejściu, a następnie zamknął za sobą drzwi, by później podejść do mojego łóżka.

— Chujowo, wszystko mnie boli — jęknąłem. — Co się wczoraj stało?

— Nie pamiętasz?

— Niezbyt, Chen. Nic nie pamiętam.

— Najarałeś się i wdałeś się w bójkę.

Że co zrobiłem, kurwa?

⋯☆★☆⋯

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz