niedziela, 25 września 2016

11. DRAM POCZĄTEK I MEET UP'U WĄTEK


— Co kurwa? Co zrobiłem, z kim się pobiłem Chen? — spytałem zszokowany, no bo kurwa. Ja? Ja miałem kogoś pobić?

Ja nawet boje się czyścić akwarium, by przypadkiem nie zabić jakiejś rybki, a co dopiero mam się mordować z jakimś gościem.

Coś tu jest nie tak, kurwa.

— Z tego co widzę, to masz rozjebany nos i siniaka pod okiem. Więcej nie wiem, Chanyeol nie mówił szczegółów. Sam musisz z nim pogadać.

— A gdzie on teraz jest?

— Pływa w Coca Coli i Sprite.

— Co?

— Ogarnia picie na Meet Up, powinien być koło osiemnastej. — Skinąłem lekko. Aha. Zostawił mnie i poszedł ogarniać napoje. Aha.

— Jak się lepiej poczujesz, to możesz przyjść do nas. Zitao przyjechał niedawno. Nawet Yoorin z Yixingiem pojechali koło dziewiątej po Jisunga i jego przyjaciół. Och. I odwiedziło nas Finite od Minecraft'a.

— Przecież czuje się zajebiście. Jestem niepowstrzymany, śmieciu. Idę się przywitać ze Sad Boyem i rodzinką Yoorinki.

— Na pewno?

— Kurwa, nie widzisz, że mogę brykać jak Koziołek Matołek? Idę do was, żadna gaza mnie nie powstrzyma.

I jak powiedziałem, tak się stało.

Ogólnie byłem w sypialni w budynku, gdzie odbywał się Meet Up. Nie myślcie sobie, że ten obiekt jest biedny. Ma zajebistą łazienkę, pięć sypialni, kuchnie, nawet garaż dla nas. Ogólnie jest fajnie i wygodnie.

Wchodząc na hale, pierwsze co zobaczyłem to rozpierdol. Czyli nic nowego. Bloczki latali w białych szlafrokach i gonili Finite, którzy rzucali w nich jakimiś tekturowym dirtem, krzycząc, że nie zasługują nawet na jebanego cobbla, bo są kurwami. Typowo.

— O, Baek! — wydarł się Taeyong. — Jak się czujesz?

— Mogło być lepiej, ale nie narzekam. Co robicie?

— Jemy śniadanie, chcesz? — odezwał się Sehun.

— Chińszczyzna?

— A co masz, kurwa, jakiś problem? — warknęła Sohyun, której sos spierdalał z ust.

— Skądże. — Luhan podał mi lunch boxa, a ja od razu go otworzyłem i zacząłem wpierdalać zawartość. — Dzięks.

Zajebiste.

— A gdzie pozostali? — spytałem rozglądając się. 

Brakowało kilku osób, więc wiecie. Musiałem wiedzieć, kto umarł, kto wylądował w szpitalu, kto spierdolił, ewentualnie kto jest w innym wymiarze i zbija grabę z ufokami.

— Yoorin poszła z młodymi do parku, chwile temu, gdy Chenuś po ciebie poszedł. Lay chyba spierdolił spać, nie wiem. Junmoney i Yifan są w hotelu prawdopodobnie. Hm. Tao poszedł ogarnąć swoje stoisko, zaraz powinien wrócić.

— A, no to fajnie. Ogólnie... — Spojrzałem na biegających chłopaków, na lewo. — Co oni odpierdalają?

— Vixują sobie — odpowiedział Jongdae. — Nie wnikam w to, co oni robią.

— Siema!

Wszyscy momentalnie odwróciliśmy się w stronę wejścia do hali, gdzie pojawił się Kai oraz Kyungsoo.

Chłopcy podeszli do nas, a gdy Jongin mnie zobaczył, jego minka zrzedła.

Co? Wyglądam aż tak chujowo z tym bandażem?

— Jak twój ulung? — spytał, wskazując na mój nos. — Napierdala bardzo, czy nie-bardzo?

— Średnio-bardzo — mruknąłem.

— Następnym razem jak mówię „Baekhyun nie jedz tych ciastek", „Baek nie jedz tego, to nie dla ciebie", to się mnie słuchaj.

— A co tam takiego było, że niby nie miałem ich jeść?

— Hasz — odpowiedział poważnie, przez co zakrztusiłem się chińszczyzną.

Kurwa jego mać, co.

— Ty pojebusie, dla kogo robiłeś ciastka z haszem?

— No... dla nas wszystkich. Mówiłeś, że nie pijesz alkoholu, więc zrobiłem ciasteczka, to coś innego niż soju!

— Ty. Jesteś. PO-JE-BA-NY.

JA PIERDOLE. Przecież mogłem, kurwa, zginąć. Mieć zapaść, umrzeć na zawał, przedawkowanie. Głupi chuj.

— Nie moja wina, że jesteś łachy na ciasteczka jak na kutasa Parka, yyy.

— Co.

— Co co?

— Kurwa, koniec. Zabije cię kiedyś — warknąłem.

— Hej, hej. To warczenie zostaw na nockę poślubną z PCY.

— Ty mi lepiej powiedz gdzie on jest, bo pewnie żadne z was nie wie co stało się wczoraj w nocy, prawda? — Westchnąłem.

Kurde, no sory, ale chce się dowiedzieć, czemu mój nos napierdala jakby odbywała się na nim krucjata i co wczoraj odjebałem, że dostałem w mordę. Jestem ciekawski, heh.

— Przecież ci mówiłem, gdzie ten skurwiel — wtrącił się Jondgae.

— No i chuj. Zapomniałem już, więc, gdzie on jest i kiedy wróci do nas?

— Park wróci do nas po obiedzie może, więc do tego czasu my musimy ogarnąć sale i inne rzeczy związane z imprezką. Jak Chanyolo wróci to możesz se do niego zapierdalać, ale teraz nie ma nawet opcji byś opuścił ten budynek. Mamy ogarnąć jakieś dodatkowe duperele do stoisk i oświetlenie, kurwo mała.

— Dobra, spokojnie, zaraz zajmiemy się wszystkim. O której wróci Yoorin? Dzieciaki lepiej niech tu nie wchodzą na czas ogarniania lamp i sceny.

— Spoko loko, foko. — Spojrzałem na Sohyun. — Yoorinka malinka wróci tu za kilka godzin, bo poszli na spacer. Znając życie Jisung wyciągnie ją do wesołego miasteczka i jeszcze pójdą sobie na obiad razem z deserem, także o nich nie musisz się martwić. Będą koło szesnastej albo nawet siedemnastej.

— No dobra.

— Ej, Baek, mogę ci coś powiedzieć? — zaczął Jongin.

— Nie.

— No błagam, to ważne...

— Co chcesz?

— Wyglądasz jak gówno z tym gazikiem na nosie — zaśmiał się.

Chciałem wstać i mu przypierdolić, ale nie będę się przemęczać. Zresztą nie chce znów dostać w nochala. Kai ma czasem niebezpieczne odruchy obronne i nie raz przypierdolił mi z kolanka w krocze albo z pięści w mostek.

Także, lepiej się nie fatygować dla takiego skurwiela.

Dokończyliśmy nasze pseudo śniadanie i zabraliśmy się do pracy. Nie będziemy marnować czasu. Do Meet Up'a zostało tylko sześć dni, z czego dwa z nich odpadają, bo również musimy odpocząć.

⋯☆★☆⋯

Do godziny piętnastej całą ekipą, wliczając również Block B, Finite, a także BAPoskians (którzy wbili do nas chwilę po dwunastej) ogarnęliśmy całe oświetlenie, stoły, krzesła, nawet uporządkowaliśmy magazyny, gdzie były nagrody, napoje oraz kamery i inne sprzęty elektroniczne.

Zjedliśmy oczywiście obiad, jakim była czarna fasola, a później przez kolejną godzinę odpoczywaliśmy rozmawiając i śmiejąc się.

Bloczki postanowili iść wtedy na miasto razem z BAPoskians, zaś Finite po piętnastominutowej kłótni postanowili kupić dwa pierdolone telewizory, dwie konsole PS4, dwa Minecrafty oraz od zajebania padów, bo zachciało im się zbudować Seul. A dlaczego wszystko było kupowane w większych ilościach? Bo w Minecrafta na jednej konsoli mogą grać maksymalnie cztery osoby. Wczoraj ponoć przyszedł im hajs z jutuba, więc co się będą ograniczać.

Tak, kurwa. Poszli po sprzęt i gry, by kopać jebanego cobbla i ścinać ciemny dąb.

Pojebańcy.

Jeszcze na koniec Sungjong wydarł pizdę, że będzie hodował świnie i rozmnażał kurczaki, a później będzie ścinać zboże i podlewać te swoje jebane petunie.

Ale wracając do naszej paczki.

Osobiście przywitałem się z Tao, gdy ten tylko wrócił. Chłopak był nad wyraz dziś rozgadany. To niespotykane zjawisko. Zapiszcie w kalendarzu.

Niedługo przed szesnastą Yoorin oraz dzieciaki wrócili do nas obładowani watą, pluszakami oraz balonami. Jednego balonsa nawet dostałem.

Przypominał jakiegoś chujowatego węża, no ale liczy się to, że był to prezent od serca od Jaemina. Podziękowałem mu i utuliłem dając w łapę sto tysięcy won.

Kto bogatemu zabroni, prawda?

Później około tej osiemnastej, Park Skurwiol Chanyeol postanowił łaskawie do nas wrócić. Przyniósł ze sobą jakieś jebane zgrzewki Sprite i Coli, po czym jak jebany książę rozsiadł się na krześle. Aha.

Postanowiłem przejąć rolę mężczyzny w naszym związku, więc sam do niego podszedłem, pukając w ramię.

— O, część, Baek, jak się czujesz?

— Czuje się dobrze, ale mógłbyś pójść ze mną na stronę? — poprosiłem, ruszając przed siebie, gdzie było tylne wyjście z obiektu.

Chanyeolek jak posłuszna owieczka ruszył za mną, by następnie razem z moją osobą znaleźć się na zewnątrz.

— O co chodzi? — spytał zaniepokojony.

— Chciałbym wiedzieć, kto mnie tak skasował wczoraj. Nikt nic nie wie, a z tego co sobie uzgodniłem z resztą, to ty byłeś jedyną osobą, która wczoraj ze mną była.

— Nic się nie stało, Baekhyun — zapewnił spokojnie.

— To dlaczego mam rozjebany nos? Dlaczego Jongdae powiedział, że się z kimś biłem? Nie kłam, Park. Mów prawdę jak w konfesjonale, kurwa.

— Po prostu... byłeś tak najarany, że zacząłeś bić się z drzewem. Próbowałem cię odciągnąć, ale... też oberwałem od ciebie, widzisz? — Odwrócił się na bok, by ukazać mi lekko spuchnięty policzek.

Że co.

— Ja-ja naprawdę cię tak załatwiłem?

— Nic mi nie jest — Zacisnął usta. — Po prostu następnym razem... nie jedz tylu ciasteczek Jongina, dobra?

— Jasne... dzięki za wszystko.

— Nie ma za co, Baek. Może chcesz herbaty albo kawy? Skoro wszyscy wrócili, możemy sobie posiedzieć i odpocząć.

— Chętnie. Poproszę kawę.

Chanyeol skinął do mnie i razem ze mną wrócił do środka, z tą różnicą, że ja wróciłem do pozostałych, a on udał się do „kuchni" by zrobić nam coś do picia. Później do pomocy poszła mu Yoorin oraz Mark i Jisung.

Tak spędziliśmy czas do dwudziestej pierwszej. Gadaliśmy sobie, śmialiśmy się. Mój nos trochę uspokoił padaczkę, nawet mogłem zdjąć opatrunek. Co prawda nadal wyglądałem jak gówno z dupy, ale przynajmniej mnie ten nos nie napierdalał jak rano.

Chwilę po wspomnianej dwudziestej pierwszej każdy postanowił z nas się zabrać.

Sohyun, Xiumin oraz Tae bae postanowili iść do klubu. Suho oraz Yifan oczywiście wrócili do swojego hotelu który ma osiem gwiazdek. Yoorin wraz z dziećmi postanowiła wrócić do domu Jisunga. Z nimi zabrali się Jongdae, Zitao oraz Yixing. Chanyeol postanowił iść do jakiegoś hotelu. Tego samego gdzie mieszkali Kai oraz Dyo. A Luhan i Sehun... gdzieś wyparowali. Chuj wie, gdzie są.

Sam postanowiłem udać się do swojego domu. Chciałem odpocząć i przede wszystkim ogarnąć swój nos. Byłem zmęczony dzisiejszym dniem. Nogi i ręce napierdzielały mnie niemiłosiernie. Nie wspomnę o plecach czy karku.

Gdyby nie korki, z pewnością byłbym w domu szybciej, niż po niespełna półgodzinie. No ale ważne, że tam w ogóle dotarłem.

Do dwudziestej drugiej zdążyłem ogarnąć siebie i swoją twarz, zrobić sobie kolację oraz nakarmić ryby, których i tak nie mam, ale chciałbym w sumie mieć jakiegoś małego szarpidruta, czy coś. No nieważne.

Dziesięć po, włączyłem laptopa, by ogarnąć, co dzieje się w internecie oraz ogólnie na świecie. Przez sprawy związane z Meet Up'em niezbyt wiedziałem, co moi inni znajomi dodają na kanały, także musiałem ogarnąć co, gdzie i jak.

Obejrzałem filmik BAPoskians, przepenetrowałem konto Vine BTOB, a nawet odwiedziłem Instagramy Chaerin, Jiyonga oraz Seunghyuna (oczywiście nie zapomniałem o Junmyeonie i Yifanie, spoko loko boom boom).

Postanowiłem również przestalkować Twittera. Zalogowałem się i wpisałem w wyszukiwarce „Baekhyun", no bo co myśleliście? Że co wyszukam? „Chanbaek", „Chanyeol", „Chanbaek +18" albo „Chanyeol imagines daddy kink smut"?

To nie dziś. Może jutro. Hehe.

Pierwsze co rzuciło mi się po oczach to jakieś linkacze, dopalacze, sracze, kurwa nie wiem. Później były tweety, jaki to wspaniały jestem.

No ale spoko. Ja to wiem, kochani.

Następnie były jakieś fejk konta i uwaga, uwaga. Najlepsze na koniec.
Dostałem po ryju zdjęciem. Zdjęciem moim i Chanyeola. Zdjęciem gdzie się przytulamy. I co lepsze — całujemy.

A nad zdjęciem wielki napis: „CHANBAEK KISS JAUEFHSJFVBNFJF CHANBAEK IS REAL! FIRST PCY AND BBH KISS!".

Myślałem przez jebaną chwilę, że to jakiś photoshop, a moi widzowie (no w sumie nasi, moi i Chana) bawią się w pranki godne Block B, no ale kurwa, to nie był jebany fejk, a realne zdjęcie.

KTOŚ DODAŁ NAWET PIERDOLONY FILM SWOIM PIERDOLONYM KALKULATOREM, BO TELEFONEM TEGO NIE NAZWĘ.

Od razu kliknąłem w nowego tweeta i napisałem tym zasranym caps lockiem wielkie „O CHUJ CHODZI #CHANBAEK", bo kurwa, chciałem się dowiedzieć.

Wróciłem w ten jebany hasztag z Chanbaekami i ogarnąłem dalszą prognozę wpierdolu.

O ZAJEBIŚCIE.

ZGADNIJCIE CO?

„Baekhyun pobił się z Jinwanem!!!!!!!!", „Jinwan uderzył Chanyeola, a później Baekhyuna!!", „JINWAN SUKO!!!!!", „Baekhyun ma coś z nosem przez Jinwana!!!!".
NASRAJCIE WIĘCEJ TYCH WYKRZYKNIKÓW.

Po chwili doszło do mnie, co tak właściwie się odpierdoliło.

Już w sumie miałem w dupie swój nos, tego jebanego Jinwana, nawet fakt, że przez tego kolesia straciłem przytomność. Najbardziej bolał mnie fakt, że Chanyeol tak perfidnie mnie okłamał, mówiąc, że biłem się z jakimś jebanym drzewem. I, że to ja go uderzyłem w twarz.

Prychnąłem głośno, po czym z impetem zamknąłem laptopa, odrzucając go na poduszkę. Jedyne czego teraz chciałem to wyjaśnić sobie kilka spraw z Parkiem.
Mogę znieść dużo. Mam gdzieś hejty w moim kierunku, nie interesuje mnie swoja zła opinia, mam gdzieś jakim człowiekiem jest druga osoba, nie wtrącam się w życia innych. Wybaczę dużo. Naprawdę jestem w stanie wybaczyć spóźnienie, lenistwo, brak pomocy, przekleństwa w moim kierunku, nawet wycofanie się ze spotkania.

Ale nigdy, przenigdy nie wybaczę kłamstwa. Nie chodzi tu o takie błahe kłamstewka jak na przykład powiedzenie mi, że Gaben odpierdala jakiś życiowy event i osoba, która będzie nakurwiała rundę po rundzie w Counter Strike'a przez całą dobę, dostanie pięć noży. Zabolało mnie to bardzo, że Park okłamał mnie w tak ważnej sprawie. 

Poczułem się jak totalne gówno, a wszystko dzięki Chanyeolowi, u którego widziałem wsparcie, przyjaciela. Nawet pierdolony materiał na chłopaka.

Ale to legło. Po prostu. Zawiódł mnie.

Musiałem to wyjaśnić, więc czym prędzej ubrałem buty, wziąłem kluczę do auta i ruszyłem w stronę hotelu, gdzie spał chłopak.

⋯☆★☆⋯

Pod hotelem Chanyeola znalazłem się w ciągu dwudziestu minut. Nawet nie. Piętnastu. Zapewne po drodze złapałem osiem fotoradarów, ale w dupie z nimi. Suho za mnie zapłaci najwyżej.

Do recepcji podszedłem praktycznie czerwony ze złości. Wszyscy patrzyli się na mnie jak na psychola. Jedyne czego mi brakowało, do bycia psycholem to jakaś wyjebana na trzy metry biła łańcuchowa, którą zajebałbym Parkowi w mordę. No ale, jestem biedakiem i owej nie posiadałem.

— Gdzie pokój Park Chanyeola — spytałem twardo.

Recepcjonistka spojrzała tylko na mnie i wróciła do uderzania w klawiaturę.

— Kurwo, spójrz na mnie, bo zaraz przestaniesz stukać w ta klawiaturę, bo ja stuknę ciebie w mordę. Gdzie jest ten jebany pokój?

— Szacunku chłopcze, jesteś w pięciogwiazdkowym hotelu.

— Zaraz gwiazdki będziesz miała przed oczami. Gadaj gdzie ten pokój albo zadzwonię do takiego małego islamisty z którym leciałem samolotem. Raz, dwa i ten hotel znajdzie się w przestrzeni kosmicznej. Mówisz, czy mam wykręcać numer?

— Park Chanyeol? — spytała cała uśmiechnięta.

— Nie kurwa, Las.

— Pokój sto osiemnaście. Drugie piętro. Lewy korytarz. — Spojrzała na mnie. — Po lewo jest winda.

Nie miałem czasu na dziękowanie. Zresztą ta blond kurwa nie dostałaby ode mnie ani podziękowań, ani nic innego. Chyba, że piąchę na mordę.

Wracając. Dotarłem do windy i wiecie co?

BYŁA, KURWA, NIECZYNNA.

ZAJEBIŚCIE.

— Kurwa, co to za jebany hotel? CZY TU WSZYSTKO JEST TAKIE POJEBANE?! — wydarłem się i ruszyłem w stronę schodów. — Czekajcie kurwy na sanepid. Wszystko zgłoszę. Nic tu po was.

Wchodziłem po trzy schodki naraz, bo byłem już tak nabuzowany i wkurwiony, że chwilami sądziłem, że rozpierdolę jakąś donice albo okno po drodze. No, ale byłem ogarniętym człowiekiem.

Rozjebałem tylko jeden stolik, bo w niego kopnąłem.

Spoko. Chanyeol odkupi.

Gdy tylko wbiłem na to jebane drugie piętro, od razu ruszyłem przed siebie mijając pokoje od numeru sto jeden w górę.

Gdzieś w połowie drogi moje nogi same się zatrzymały. A to niespodzianka.

— Park Chanyeol! — krzyknąłem, widząc tego czerwonowłosego gnoja, który kupował coś w automacie z kawą i herbatą.

Jedyne czego teraz pragnąłem, to wziąć jeden z kubków i wlać mu tą kawę w majty, żeby mu się kutas zajarał.

Chłopak odwrócił się w moim kierunku i uśmiechnął.

ZARAZ CI KURWO WYKRĘCĘ TEN UŚMIECH DO GÓRY NOGAMI.

— Co się, kurwa, tak cieszysz, co? — spytałem stając przed nim.

— Coś się stało? — spytał zaskoczony. — Chcesz kawy?

— Sram na twoja kawę — powiedziałem, po czym chwyciłem za kubek, który trzymał w dłoni i wyjebałem go za siebie. — Do pokoju, kurwa. Musimy pogadać.

— Hej, hej. Spokojnie, Baekhyun. Już idę.

Chłopak otworzył drzwi kartą, po czym wpuścił mnie do środka pierwszego.

Po chuj on się stara, jak i tak czeka go wpierdol? Nawet otworzenie drzwi dla mnie nie uleczy mojego złamanego serca. Czuje się jak ścierwo. Czy on tego nie widzi?

— Więc o co chodzi?

— „O co chodzi"? Ty się mnie pytasz „o co chodzi"? Domyśl się, kurwa — zaśmiałem się. — Jesteś taki tępy czy udajesz, kurwa mać.

— Nie rozumiem?

— Może zadzwonić do JINWANA, byś zrozumiał, co?

— Po co masz dzwonić do Jinwana? — zapytał po raz kolejny. NIE MOGĘ. On jest taki tępy. Kurwa mać. Zabijcie to zanim złoży jaja.

— Weź, ty kurwa jesteś taki głupi, że aż alzheimera złapałeś. Może przypomnisz sobie wczorajszy dzień jak ci Jinwan znów pierdolnie w ryj, a później mi znów da w nos, co?

— Baekhyun...

— Zamknij ryj na chwilę i mnie posłuchaj — zacząłem „spokojnie". — Nienawidzę, gdy ktoś mnie okłamuje. I jeszcze patrzy mi w oczy, mówi, że mu coś zrobiłem, a później proponuje kawę, herbatę, kurwa ciastko, cokolwiek. Nienawidzę tego, słyszysz? Nie mam szacunku do takich osób.

— Baekhyun, ale ja ci to wytłumaczę.

— Po co zatajałeś przede mną takie coś? Teraz i ja, i ty, i nawet ten jebany Jinwan ma przesrane. Cały Twitter o nas trąbi i założę się, że inne strony plotkarskie to samo.

— Baekhyun, ja cię naprawdę przepraszam, ale nie wiedziałem jak ci to powiedzieć...

— Przecież to, kurwa, nie jest zdrada, nie jesteśmy razem. To jest zajebanie w nos. Kim ty jesteś, żeby mnie okłamywać?

— Uspokój się, Baek, proszę cię.

— Spierdalaj i nie dotykaj mnie — powiedziałem, gdy ten złapał mnie za koszulkę.

Ten człowiek wkurwiał mnie z każdą chwilą coraz bardziej. Moja kurwica po prostu się potęgowała z każdą sekundą, a ten jeszcze mnie uspokajał i dawał tak liche wyjaśnienia całej tej sytuacji, że mnie ręka świerzbiła, by mu zajebać z płaskiego w ryja.

— Czemu mnie pocałowałeś?

— Sam tego chciałeś, Baekhyun.

— Aha, zabawne. Bo to ty się na mnie rzuciłeś — parsknąłem.

— Pierwszy pocałunek sam wymusiłeś. — Wzruszył ramionami.

— Ach, czyli było ich więcej, tak?

— Dwa — sprostował.

— Więc wychodzi na to, że w pierwszym ja cię pocałowałem, a w drugim ty mnie. Moje pytanie brzmi; dlaczego to zrobiłeś. No dalej.

— Nie wiem, kurwa. Może z litości? Może z tego, że było mi przykro, że tak ciągle się użalałeś, że jesteś sam? No nie wiem? Może dlatego, że działałeś na mnie w presji i nie wiedziałem co robić?

— Ty jebana kurwo. — Spojrzałem na niego i pokręciłem głową. — Pocałowałeś mnie, bo było ci mnie żal? Jesteś żałosny.

— Jedyną żałosną osobą w naszej dwójce jesteś ty, Baekhyun. Wybacz, że to mówię, ale czasem prawda boli. Nie moja wina, że się we mnie zakochałeś, ale nie martw się. Wybaczam ci. — Uśmiechnął się.

— Ty jesteś bardziej zjebany niż sądziłem. — Złapałem się za czoło. — Weź ty kurwa, wyjmij kaktusa z dupy, bo coś ci się pojebało.

— Baekhyun, ogarnij się. Ważne, że nikomu nic się nie stało.

— Mów za siebie, kurwa. Widzisz mój nos? Wygląda jakbym dostał z kosiary po ryju.

— To nie moja wina, że wepchnąłeś się między mnie, a Jinwana.

— Ty go jeszcze bronisz?

— Nie bronię. Stwierdzam fakt. Niepotrzebnie się wtrącałeś. Niektórzy są posłuszni, inni mniej. Są też wyjątki, które nie słuchają wcale.

Chanyeol przesadził. Może i kurwa jestem czasem wredny, chamski, przeklinam, mam wkurwa totalnego, gdy ktoś się mnie nie słucha albo ma w dupie ważne rzeczy, ale też mam jebane uczucia, które w tym momencie zostały zgniecione przez Parka.

Powiem wam, że ja ogólnie jestem łagodnym człowiekiem. Kocham kotki, pieski, króliczki, kurczaczki, nawet jebane mróweczki, ale kurwa. Teraz coś mną miotło.

Dlatego popchnąłem Chanyeola do tyłu i znów zacząłem krzyczeć, że jest pojebany i nie ma za grosz uczuć w sobie.

— Kurwa, Baekhyun, uspokój się. — Chłopak złapał mnie za ramiona.

— Nienawidzę cię — warknąłem. — Bawisz się mną. Powiedz mi kurwa, kim dla ciebie jestem.

— Nikim.

Po moim policzku spłynęła pierwsza, mała łza.

— Znaczy, cholera. Baekhyun, nie w tym sensie. Jesteś dla mnie po prostu przyjacielem, nikim więcej. Lubię c...

— Po prostu się zamknij! Skoro jestem dla ciebie nikim, to po co się nade mną litujesz? Po co poprosiłeś mnie o nagrywanie? O to, bym do ciebie przyleciał, byś u mnie przespał kilka godzin? Po co to wszystko? Lubisz się bawić ludźmi? To, że kochasz inaczej, nie zwalnia cię do niszczenia innych.

— Baekhyun...

— Wiesz co... czuje się jeszcze gorzej niż wcześniej. Myślałem, że chodź trochę mnie lubisz. W ten inny sposób. Że jestem dla ciebie chodź w małym procencie ważny. No ale się pomyliłem. Jak zwykle zresztą.

— Ale Baek, ty jesteś dla mnie ważny.

— Tak ważny, że mnie poniżasz i okłamujesz? To nie tak działa, Chanyeol. Przyjaciele powinni się wspierać i mówić sobie prawdę, w razie potrzeby powinni sobie pomagać i być przy sobie. W ty momencie nie jesteś dla mnie nikim więcej, niż kolegą... znajomym.

Machnąłem głową i odsunąłem się. Chciałem sobie wszystko wyjaśnić, a sytuacja jeszcze bardziej się pogorszyła. Może to moja wina, może to nasza wspólna wina, ale jedno jest pewne — teraz inaczej będę podchodzić do naszej relacji.

— Chyba wrócę do domu — powiedziałem i zacząłem się wycofywać.

Naprawdę nie chciałem tu przebywać. Chanyeol patrzył na mnie cały czas, a później, gdy byłem już prawie obok drzwi ruszył w moim kierunku.

— Baekhyun, czekaj. — Chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął lekko do siebie. Oczywiście stawiłem opór, bo nie miałem zamiaru tu zostawać. — Porozmawiajmy.

— Nie mamy o czym, Chanyeol.

— Czekaj, mówię — mruknął, jednak wyrwałem rękę i popchnąłem go najmocniej jak potrafię.

— Spieprzaj — warknąłem, jednak Chanyeol od razu zareagował i stanął prosto.

Po chwili przytulił mnie tak mocno i szczelnie, że ledwo co mogłem złapać oddech.

Naprawdę lubię się przytulać. Ramiona chłopaka były bezpieczne dla mnie, było mi ciepło i przyjemnie. Nie to co na zewnątrz. Naprawdę to było fajne uczucie, jednak znów przypomniałem sobie o tym, co Chanyeol mówił jeszcze chwilę wcześniej.

Uwolniłem się po krótkiej szarpaninie i po prostu wybiegłem z jego pokoju, wcześniej otwierając i trzaskając drzwiami. Nie miałem zamiaru znów czuć się jak zabawka w jego dłoniach.

Musiałem opuścić ten hotel czym prędzej.

Pobiegłem w stronę windy, zapominając o tym, że była zjebana. Kurwa. Pobiegłem więc w stronę schodów, z których miałem nadzieję się nie spierdolić. Chuja widziałem przez łzy w oczach i jednym słowem byłoby przejebane, gdybym się połamał. Nie małym zdziwieniem było to, że na górę wchodził Kai oraz Kyungsoo. Widząc mnie byli w takim samym szoku co ja. Kai już chciał coś powiedzieć, jednak byłem szybszy niż on. Zdążyłem wyminąć parę i nie uszkadzając żadnej części ciała, znalazłem się na parterze.

Było mi wszystko jedno tak naprawdę. Nie chciałem widzieć nikogo, niczego.
Dlatego też, gdy przecisnąłem się przez jakąś rodzinkę, zmierzającą do pokoju hotelowego, praktycznie sprintem udałem się w stronę wyjścia. Opuściłem hotel i zatrzymałem się przed nim. Spojrzałem w górę, gdzie na niebie roiło się od wielkich gwiazd i pięknego, wielkiego księżyca, który oświetlał ulicę Seulu.

Spojrzałem w lewo i tam też postanowiłem pobiec. Nie miałem zamiaru nigdzie jechać, nie chciałem stać w miejscu, ani wracać do Jongina. Musiałem iść do „swojego" azylu, gdzie czułem się najbezpieczniej.

⋯☆★☆⋯

Wielu ludzi bało się chodzić na cmentarze późnym wieczorem, czy nawet nocą, lecz mnie to nie sprawiało jakiegoś większego problemu. Może to dziwne, ale lubiłem spoglądać na pięknie oświetlające pomniki znicze. Chory pojeb ze mnie, wiem.

Czułem się bezpiecznie w tym miejscu i niespecjalnie straszyły mnie te całe opowieści o duchach, z którymi mam sztamę, bo żyję w przekonaniu, iż babcia jest ciągle przy mnie i chroni mnie przed złymi skurwolami, tak jak kilka lat temu, kiedy jeszcze żyła.
Bardziej przerażała mnie myśl, że muszę w pojedynkę pokonać drogę do tego miejsca. 

Wtedy nawet nie zakładałem słuchawek, jak miałem w zwyczaju, ponieważ wolałem słuchać uważnie, czy ktoś za mną nie idzie. Na szczęście cmentarz znajdował się około dwadzieścia minut drogi od mojego mieszkania, więc za każdym razem docierałem do celu cały i zdrowy. To znaczy, zdarzało mi się wrócić ze zjaraną grzywką, ale to taki szczególik.

Spokojnym krokiem przemierzając alejki, skręciłem w lewo, gdzie było kolejne wejście do tego obszernego cmentarza i zatrzymałem się przy maszynie z wkładami, by następnie wrzucić kilka monet i wziąć kilka plastików, wypełnionych woskiem z małym sznurkiem, czy chuj wie co to jest. Wiem tyle, że się to jara.

Wróciłem na główną aleję i po kilku minutach przechadzania się przez nią, skręciłem w prawo, następnie wymijając kilka grobów, dotrzeć do tego odpowiedniego.

Na początku zająłem się wyrzuceniem pustych plastików ze zniczy, później wkładając świeże wkłady i podpalając je. Na końcu przykryłem każdy znicz wiekiem.

Po tym stanąłem przed pomnikiem i splotłem obie dłonie, spojrzałem na wygrawerowane zdjęcie starszej kobiety i zacząłem wykonywać krótką modlitwę.
Już chwilę później, siedziałem na plastikowej ławeczce i delikatnie przygarbiony, uważnie rozejrzałem się dookoła.

Pusto.

Robiłem to zawsze, ponieważ nie chciałem, by ktoś podsłuchiwał, a co najgorsze nagrywał moje wyżalanie się. Lada moment znalazłbym się w internecie i byłbym „hitem".

Smutne, aczkolwiek prawdziwe. Ludzie to najzwyklejsze kurwy i w stanie zrobić wszystko dla „sławy", która i tak po czasie zniknęłaby jak subskrypcje z konta Jungkooka.

— Cześć babciu — zacząłem, delikatnie się uśmiechając. — Dawno mnie tu nie było — wyszeptałem, przejeżdżając palcem po ciemnej płycie. 

Brud, syf i gówno, czyli to samo co w moim pokoju.

— Obiecuję, że jutro przyjdę i wszystko będzie na cycuś, glancuś i pizdeczka — zaśmiałem się.

Nie mam zamiaru się ograniczać. Zawsze przeklinam i przeklinać będę na cmentarzu. Chcę być sobą, a nie jakimś podrabiańcem.

— Co tam u ciebie, hę? Pograłaś sobie w bingo z panem Jaewookiem? — parsknąłem śmiechem, patrząc na pomnik znajdujący się po mojej lewej. — A co u pana? Zaliczył pan jakąś łasicę? — zwróciłem się do mężczyzny, ale nie uzyskałem odpowiedzi, czyli tak jak za każdym razem.

Chwilę później, kiedy zamyśliłem się i w mojej głowie ponownie pojawiły się słowa, które kierował do mnie Chanyeol, opuścił mnie mój wewnętrzny „śmieszek" i w zamian wrócił sad, który tym razem uderzył we mnie ze zdwojoną siłą.

Przypomniało mi się, jak przyjechałem do niego, jak poznałem tego małego szczyla — Minsoo, jego jeże. To jak uciekliśmy z domu, mieliśmy kilkugodzinną głodówkę, łowiliśmy pieniądze w fontannie, jak włamałem się do domu Parka, by wziąć kilka rzeczy kończąc na hotelu, w którym zrobiliśmy streama.

Dobrze pamiętam, jak czerwonowłosy podczas wizyty u jego rodziców usilnie próbował mnie rozśmieszyć, mówiąc, że mnie wyrucha.

Pamiętam też to, jak powiedział, że „ziombel" będzie jego, a „ziombal" mój.

Chciałbym też wspominać to, jak mnie pocałował, ale niestety byłem na tyle głupi i chciwy, by zjeść ciastka Jongina, których kategorycznie mi zabronił, na końcu zostając z rozwalonym nosem, wargą i zupełną pustką w głowie. A, no i podbite oko. Kurwa.

Nawet nie zauważyłem, kiedy pierwsza łza wypłynęła z mojego oka, tworząc mokrą ścieżkę na moim policzku. Zaraz po niej spłynęło kilka następnych, aż w końcu cała moja twarz była pokryta łzami.

Teraz w dupie miałem to, że się przeziębię i przez następne dni będę miał ochotę wyciąć sobie gardło i umrzeć. Nadal siedziałem tutaj, tępo wpatrując się w zdjęcie babci i myśląc nad tym, co wydarzyło się przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny.

Czułem się taki bezradny i wychujany przez życie.

Dlaczego nie mogę sobie nagle wszystkiego przypomnieć?

To jest takie okropne, że tyle wyczekiwałem na to, aż Chanyeol mnie pocałuje, a tymczasem dałem się ojebać ciastkom z haszem i nic nie pamiętam.

No zabijcie mnie albo sam to zrobię.

— Dlaczego musiałaś mnie zostawić, co? — zapytałem po dłuższym czasie. — Nie dam sobie bez ciebie rady, rozumiesz? — Pociągnąłem nosem. — Wiesz co babciu? - zacząłem. — Nie nadaję się do tego wszystkiego. Chciałem być blisko niego, chciałem, żeby mnie polubił, chciałem, by mnie całował i mówił „Kocham cię", a teraz to nie mam na co liczyć. I wiesz... — Wziąłem głęboki wdech. — Nic mnie tak nigdy nie zabolało, jak Chanyeol mówiący mi, że te dwa pocałunki były błędem, chce o tym zapomnieć, to nic dla niego nie znaczyło i było z litości. Po prostu dał mi do zrozumienia, że utkwię z nim w pierdolonym friendzone, chociaż nie wiem, czy po tym, nie odwróci się ode mnie, dając sobie z tym wszystkim spokój. Dlaczego chociaż raz nie może być dobrze? Czy jestem aż tak zły, by spadało na mnie wszystko co najgorsze, huh?

Naprawdę bolało mnie teraz wszystko.

I nie mówię o nosie, o oku, o nogach czy brzuchu, Bolało mnie serce. Po prostu. 

Czułem się jak gówno. Gadałem do martwej kobiety, użalałem się swojej nieżyjącej babci, mówiąc jak bardzo żałuje ostatniego dnia i tego, że tak zareagowałem. Zawsze byłem wybuchowy, ale teraz żałuje tego, że tak najechałem na chłopaka. Było mi przykro, że tak się do mnie odniósł i było mi przykro, że ja odniosłem się tak do niego.

⋯☆★☆⋯

Nie wiem, ile spędziłem tutaj czasu, nie wiem, ile już wypłakałem i słów wypowiedziałem, ale wiem, kurwa, jedno. Nadal czuję się jak gówno. Wcześniej śmiałbym się, że się odwodnię, jednak teraz nie jestem w stanie tego powiedzieć.

Naprawdę miałem ochotę skończyć z życiem, bo co mi z niego? Mam nadal kontynuować swoje istnienie, wiedząc, że chłopak, na którym mi zależało ma mnie w dupie? Nie dzięki.

Czemu moje życie musi być takie jak głównych bohaterów z ficzków Zitao?

— Jezu, Baekhyun. — Usłyszałem dobrze znany mi głos. — Całe szczęście, że tu jesteś. — Westchnął Jongin, podchodząc, a raczej podbiegając do mnie i tuląc od tyłu. — Jesteś lodowaty. Wracajmy do mieszkania.

— Nie chcę — przerwałem mu. — Wróć do domu i zostaw mnie w spokoju.

— Jest zimno, Baekhyun. Na dodatek ciemno i nie zostawię cię tutaj w nocy, rozumiesz? Wróć ze mną i porozmawiamy, okej? — zapytał, a ja przecząco pokręciłem głową. — Słuchaj, Baek. Szukamy cię od kilku godzin i gdyby nie moje olśnienie, nadal chodzilibyśmy i cię szukali. Proszę cię, wróć ze mną — wytłumaczył, na co spuściłem głowę.

— To miłe, ale wróć... Chcę tutaj zostać, Kai. Daj mi żyć, co — wyszeptałem w jego stronę.

Jakie żyć, Baek. Chciałeś przecież umierać, kurwa. Życie jak w Madrycie, co.
Nieważne.

Nie chciałem, by się martwili, a tym bardziej tracili czas na mnie.

— Co cię, kurwa, tutaj trzyma, Baekhyun? Rozumiem, że sprawy się nieco skomplikowały. Dowiedziałeś się, że całowałeś Park Chanyeola, niezła vixa i tak dalej, ale, kurwa. Czy nie o to ci chodziło? Pocałujesz go jeszcze nie raz, więc po cholerę się przejmujesz? Weź się w garść — powiedział, pocierając dłońmi o moje ramiona, by choć trochę je ogrzać.

— Chciałbym, Jonginnie — wyszeptałem. — Chciałbym mieć chociaż pierdoloną nadzieję, że Chanyeol mnie jeszcze raz pocałuje, ale jej, kurwa, nie mam. To pierdolony koniec i chuj. Daj mi żyć, wracaj do domu i mnie tu zostaw. Zamarznę tu albo ktoś mnie zgwałci i zabije. Jebie mnie to.

— Co ty pierdolisz? Brałeś coś znowu?

— Chanyeol powiedział wam dlaczego wyszedłem?

— Powiedział, że się pokłóciliście i tyle, a co?

— Wspaniale... — szepnąłem.

— O co wam poszło, Baekkie?

— Wiesz, jak to jest, kiedy osoba, którą kochasz daje ci do zrozumienia, że pocałunki były błędem pierdolonym błędem? — zapytałem wprost, wprawiając przyjaciela w osłupienie. — Nie wiesz, bo masz świetnego narzeczonego, który cię kocha, a ty kochasz jego. Odejdź i daj mi żyć w moim zajebistym sadzie.

— Potrzebujesz odpocząć, Baekhyun — stwierdził, przysiadając się do mnie i przyciągając do siebie.

Wtuliłem się w tors Jongina, mając ochotę znów się rozpłakać i tak się stało. Po chwili zacząłem moczyć koszulkę brązowowłosego, przy okazji brudząc ją eyelinerem, którym zrobiłem sobie wcześniej „puppy eye", ale po tylu wylanych łzach, jestem niemal pewien, że całe moje poliki są czarne.

— Po Meet Upie chcemy wyjechać wszyscy do jakiejś willi „przyjaciela" Junmyeona, która jest gdzieś w lesie. Pojedziemy i odpoczniemy w porządku?

— Myślisz, że mam ochotę jechać tam i oglądać Park Chanyeola, który rozjebał moje biedne serce na strzępy? — spytałem, nie uzyskując odpowiedzi.

I tyle w temacie.

HE

HE.

— Czekaj chwilę, bae. Muszę zadzwonić do reszty, żeby wrócili do domu — odezwał się, wyciągając telefon, a ja skinąłem delikatnie głową.

Kiedy Jongin wykręcił numer Kyungsoo, a później chyba Chanyeola... albo Sohyun, nie wiem, ja sam wróciłem po raz kolejny do swojego sadu. Zastanowiłem się nad tym pomysłem o willi i lesie. To był naprawdę super pomysł, ale nie miałem zamiaru jechać tam, wiedząc, że w tym samym miejscu będzie mój krasz. Nawet nie krasz. To jest coś więcej niż obiekt westchnień. Czuje do niego coś więcej.

Chce, by Chanyeol mnie przytulał. Dawał mi kocyk, gdy będzie mi zimno. Chce by mnie całował na dobranoc i przytulał na powitanie. Chciałbym jeść z nim śniadania, obiady oraz kolację. Chcę robić z nim rzeczy, które robią zwykłe pary. Chciałbym po prostu być z nim szczęśliwy. Ale wiecie co?

Ja nigdy nie będę szczęśliwy. Nie mogę być szczęśliwy mając praktycznie... nic. Nie mam babci. Moi rodzice... nie czuję jakbym ich miał. Dla nich nie istnieje. Nie mam w swoim życiu niczego dobrego, prócz Jongina i pozostałych. Jednak oni nie są tymi których potrzebuje do jeszcze większego szczęścia. Kocham ich, to jasne. Są dla mnie oparciem i przyjaciółmi, dają mi miłość i radość, jednak... jednak to nie ta miłość i radość której wciąż szukam. Chce być kochanym w ten wyjątkowy sposób. Chce się całować, przytulać, kochać z moja drugą połówką, ale ja jej nigdy nie będę miał, wiecie? Jestem beznadziejnym człowiekiem i tak już pozostanie.

Znów użalałem się nad sobą co wyciągnęło z mojego życia kolejne dwie, trzy godziny. Nawet nie wiem, ile czasu już tu siedzę.

— Wracajmy do domu — powiedziałem w końcu, kiedy usłyszałem jak Jongin znów ziewa.

Chłopak przysypiał mi już jakichś półgodziny i szczerze, to nie dziwi mnie to. Za niedługo na zegarkach miała wybić druga w nocy, a my nadal siedzieliśmy i marznęliśmy. Choć mówiłem mu ciągle, że ma wracać, ten uparcie dotrzymywał mi towarzystwa. Nie chciałem, by nabawił się przeziębienia przed Meet Up'em, gdzie wydzieranie się było bardzo, bardzo potrzebne.

— Serio? — zapytał nie dowierzając w to, co powiedziałem

Nie, kurwa. Taki żarcik jak całe moje jebane życie.

— Jesteś śpiący, Jonginnie. Poza tym wysiedziałeś ze mną kilka godzin na tym zimnie, a nie chcę, byś zachorował. — Wysiliłem się na delikatny uśmiech, co ten od razu odwzajemnił.

Kai to naprawdę wspaniały człowiek i takiego przyjaciela szukać ze świecą — zresztą już o tym wspominałem. Czasami działa zbyt pochopnie i jest narwany, jednak przeważały w nim te dobre cechy. Kocham go całym sercem i nie wyobrażam sobie życia bez niego.

Szczególnie dzieciństwa bez wkładania lalek w dupę.

Tyle wspaniałych, głupich chwil z tym debilem. Niesamowite.

— No to chodźmy. — Wstał z niewygodnej ławeczki, od której bolał mnie już tyłek.
Również podniosłem się na równe nogi i żegnając się z babcią odeszliśmy w kierunku mojego mieszkania.

⋯☆★☆⋯

W końcu po około półgodziny dotarliśmy pod drzwi mojego domu. Niespecjalnie cieszyłem się z tego, że muszę tam wracać. Wolałbym posiedzieć do rana na cmentarzu, zamarznąć, umrzeć i tam zgnić. No, ale nie każdy ma takie szczęście, by odejść z tego okrutnego świata.

Otworzyłem drzwi. Co prawda nie małym zdziwieniem było to, że drzwi ogólnie rzecz biorąc były otwarte, no ale wytłumaczyłem to sobie tym, że spiesząc się do Chanyeola musiałem zapomnieć ich zamknąć.

Kai powiedział, ze zostanie u mnie na noc jeśli tylko chce, powiedziałem, by wrócił do Kyungsoo, bo pewnie się martwi i zresztą. Chce być sam, nie chce już zamartwiać Jongina. Już i tak dziś pewnie zaszedł na zawał kilka razy przeze mnie.

Chłopak uszanował moją decyzję i przytulił mnie mocno, i długo, po czym pożegnał się oraz zatrzasnął za sobą drzwi. Zamknąłem je na klucz, po czym ruszyłem do kuchni.

Nie byłem głodny ani nie chciało mi się pić. Po prostu miałem potrzebę, by usiąść przy wyspie i pomyśleć nad sobą oraz swoim zachowaniem.

Nie spodziewałem się jednej rzeczy.

A mianowicie tego, że Park Chanyeol już zajął sobie miejsce w mojej kuchni i siedział przy wspomnianej wyspie z rękoma położonymi na płycie.

Nie chciałem w tym momencie oglądać Chanyeola. Nie byłem na niego zły czy coś. Moja złość chyba minęła. Po prostu patrząc na niego na sto procent się rozpłaczę, a jak się do mnie odezwie, to chyba wbiję sobie nóż w płuco i nara.

— Baekhyun.

No kurwa.

— Co ty tu robisz? — spytałem słabo.

Naprawdę byłem osłabiony tym wszystkim. Tym dzisiejszym i wczorajszym dniem. Za dużo tego wszystkiego naraz. Mam dość. Chce się zakopać w pościeli i zasnąć. I najlepiej nigdy nie wstać.

— Tak się martwiłem. Nic ci nie jest? Zmarzłeś? Jesteś głodny?

— Po co tu przylazłeś? Nie chce cię widzieć, idź z mojego mieszkania — mruknąłem coraz bardziej załamany.

— Bae...

ZNÓW mnie tak nazwał. Zabiję się, przysiegam.

— Rób co chcesz. Możesz nawet ojebać mi całe żarcie w lodówce, przejść się na zakupy i użyć mojej karty. — Machnąłem. — Ja idę spać. Jestem zmęczony.

— Dobranoc, Baekhyun.

Spojrzałem na niego z żalem. Spuściłem głowę i po prostu ruszyłem do swojego pokoju. Tam rozebrałem się i przebrałem w piżamkę. Nawet nie fatygowałem się, by brać prysznic czy myć zęby. Nie miałem na to sił po prostu.

Jak szybko wskoczyłem do łóżka, tak szybko zasnąłem. Miałem naprawdę wielką nadzieję, że już się nie obudzę. Marzyłem o tym.

⋯☆★☆⋯

Obudziłem się (niestety, heh) i pierwsze co poczułem, to obolałe policzki. Były całe mokre i gorące. Aż się zdziwiłem, że potrafię płakać przez sen. Czy to jakiś mój nowy talent?

Rozejrzałem się po ciemnym pokoju, po czym pociągnąłem nosem. Jeszcze raz przetarłem oczy po czym wstałem.

W sumie moje zapłakane policzki nie były najgorsze. Najgorszy był kaszel, który po chwili zaczął mnie męczyć.

Zajebiście. Jestem chory, heh.

Udałem się do kuchni, by łyknąć jakiegoś tabsa i zrobić se herbatkę, no ale zgadnijcie co... a raczej kogo zastałem.

— Znowu ty — mruknąłem widząc Chanyeola, który siedział przy MOJEJ wyspie, na MOIM krześle i pił MOJĄ kawę w MOIM kubku.

Nawet nie miałem sił, by mu jeszcze bardziej dopowiedzieć. Po prostu udałem się po jakąś pastylkę do ssania.

Ale zgadnijcie co?

W MOIM DOMU BYŁO TAK BIEDNIE, ŻE NIE MIAŁEM NAWET JEDNEJ, JEBANEJ TABLETKI NA GARDŁO.

Zamiast tego znalazłem słój Nutelli. Lepsze to niż nic, prawda?

Wziąłem do rąk łyżkę stołową i otworzyłem słoik. Zacząłem wpierdalać tą czekoladę, a później popłakałem się na wspomnienia wczorajszego dnia.

— Baek?

— Zamknij ryj, cwelu — załkałem.

Było mi tak przykro, że po piątej łyżce miałem dość. Postawiłem czekoladę na blacie i ruszyłem do salonu, by tam przykryć się kocykiem i usiąść na kanapie przed telewizorem. Nawet go nie włączałem. Po prostu siedziałem i patrzyłem się na to gówno w odbiciu ekranu, czytajcie — na mnie samego.

— Baekhyun?

— Powiedziałem, że masz się zamknąć, cwelu.

— Zrobiłem śniadanie, Baek.

— W dupę sobie je wsadź. Chociaż nie. W dupę to przyjemność. Wsadź sobie je w oko.

Po wypowiedzeniu tego zdania kichnąłem i znów pociągnąłem nosem. Czułem się jak gówno.

A, sory. To nic nowego. Także spoko.

— Źle się czujesz? — spytał zatroskany.

— Czuje się zajebiście, nie widzisz? — Podniosłem ręce i spojrzałem na niego. — Mogę zdobyć szczyt. A wiesz jaki szczyt?

— No, jaki?

— Szczyt o nazwie „Spierdalaj z mojego domu i zostaw mnie w spokoju".

Znów odwróciłem się w stronę telewizora, po czym jeszcze szczelniej zakryłem. Byłem zmęczony. Nawet sam nie wiedziałem czym, po prostu byłem cały obolały i zaspany. Lekko nawet przysypiałem na kanapie, dlatego postanowiłem wrócić do swojej sypialni.

Razem z kocykiem wstałem z miejsca i ruszyłem w stronę pokoju. OCZYWIŚCIE. Byun Baek nie byłby sobą, gdyby czegoś nie zjebał.

A w tym przypadku, straciłem orientacje i wzrok. Przed oczami zrobiło mi się czarno jak w dupie u murzyna, przez co potknąłem się o (chyba) stolik.

Na szczęście (albo i nie, chuj wie) ten łamacz serc mnie złapał. Pomrugałem trochę nim znów mógłem cokolwiek zobaczyć, a później odsunąłem się od niego, odpychając go przy okazji.

— Nie rozpierdalaj już tego stolika, bo i tak za dużo zapłaciłem w hotelu za ciebie.

— Za to co mi zrobiłeś powinieneś oddać mi swoja kartę razem z pinem na karteczce — odgryzłem się, a później złapałem za czoło. 

Musiałem przytrzymać się kanapy, by znów nie jebnąć płaszczki przed chłopakiem. Po chwili jako-tako się ogarnąłem i kaszlnąłem kilka razy, łapiąc się za brzuch.

— Idę się myć, bo jebie ode mnie smutkiem.

— Ta. Jesteś tak słaby, że się pod tym prysznicem jeszcze wyjebiesz i co wtedy?

— To umyj się ze mną. — Puściłem mu oczko.

— Baekhyun...

— No co? Dbam o siebie.

— Lepiej idź się połóż. Odpocznij sobie, musisz być zdrowy do Meet Up'a.

— Sram na ten Meet Up i na ciebie też. Zostaw mnie. Nie idę na niego.

— Baekhyun, nie przesadzaj.

— Nie przesadzam, daj mi żyć.

— Dam ci żyć, jak pójdziesz do łóżka. Chodź.

Zabawne, maks.

— Co? Tera taki chętny na seks ze mną, a wcześniej „Nie, nie Baek. Całowałem cię bo było mi cię żal", „Baekhyun jesteś dla mnie nikim", a tera „Bae chodź się ruchać, chodź do łóżka". Żartowniś z ciebie.

— Nie chce cie ruchać, po prostu chce byś się położył i poszedł spać.

— Aha — powiedziałem krótko. — Idę spać.

— Czekaj, pomogę ci. — Uśmiechnął się, po czym objął mnie w pasie. — Jesteś naprawdę bardzo osłabiony.

— Ej, Chan, mam prośbę — powiedziałem cicho.

— Jaką?

— Skocz mi do apteki po tabletki na gardło. Tylko weź te truskawkowe. Miętowe, cytrynowe i pomarańczowe są chujowe. Przydaj się na coś i idź mi po leki.

— No okej. Coś jeszcze?

— Połóż mi je później przy wyrku i idź sobie, to tyle.

— Baek... słuchaj, zostanę z tobą, póki nie wyzdrowiejesz. To moja wina, że jesteś przeziębiony.

— Tylko się streszczaj. Muszę lecieć ze szmatą na cmentarz umyć pomnik.

— Spoko, zrobię to za ciebie.

— Nie będziesz macał mojej babci, cwelu.

— Nie martw się. Nic jej nie zrobię. Chodź, zaniosę cię i pójdę po te tabletki.

Chanyeol uśmiechnął się do mnie, po czym wziął mnie na ręce. Było mi przykro. Po raz kolejny zresztą. Naprawdę czułem się coraz gorzej. Nie wiem czy to przez chorobę, czy przez Parka.

— Chanyeol?

— Co, Baek?

— Długo zamierzasz jeszcze to robić? — spytałem przybity, po czym odwróciłem głowę w bok, by nie widział, jak znów zaczynam płakać.

— To znaczy co?

— Długo jeszcze będziesz bawić się moim sercem w ten sposób?

⋯☆★☆⋯